Test: Royal Enfield Himalayan – mały może wiele
Nieduży, ze słabym silnikiem – to nie brzmi jak opis dającego szczególnie wyjątkowe możliwości motocykla adventure. Royal Enfield Himalayan udowadnia, że jest zupełnie inaczej. Jest tak nietypowy i fajny, że chcesz nim jeździć choćby z tylko tych powodów, ale okazuje się też być naprawdę twardym zawodnikiem. I ma coś, co przypomina o przeszłości motoryzacji.
W klasie adventure mamy kultowe modele jak Honda Africa Twin, czy choćby testowane przeze mnie nie tak dawno BMW R 1250 GS, które jest królem motocykli wyprawowych. Niemiecka konstrukcja ma sporą moc, jest ogromna i można by powiedzieć, że luksusowa. Dokładnie po przeciwnej stronie znajduje się Royal Enfield Himalayan – tani, prosty, z silnikiem jeszcze słabszym, niż sugeruje jego pojemność.
Ale on jest fajny!
Motocykle kupuje się sercem, nic zatem dziwnego, że mimo tego, co przed chwilą napisałem, Royal Enfield Himalayan wywołuje spore zainteresowanie. Chyba każdy motocyklista chce się nim przejechać, poznać z bliska. W końcu już sam jego wygląd jest świetny. Prosty, oldschoolowy, a przy tym od razu podkreślający, że mamy do czynienia z maszyną, która się niczego nie boi. Orurowanie z logo po bokach zbiornika paliwa czy prosta konstrukcja pod centralny kufer sugerują użytkową wartość, a w rzeczywistości odpowiadają za styl tego motocykla.
Każdy, kto słyszał o Himalayanie, chce się dowiedzieć, jaki jest to model. Czy to tylko fajna zabawka, czy może prawdziwy wyprawowy turystyk? I już pierwszy kontakt daje odpowiedź, że słowo "fajny" najlepiej opisuje ten motocykl rodem z Indii. Jest on prosty, można by powiedzieć prymitywny. Nie ma żadnych luksusów, ale właśnie na tym polega jego urok. Można się poczuć jak oldschoolowy motocyklista. Jest tylko prosta maszyna i kierowca. I szczerze, to nic więcej nie potrzeba.
Wiele razy uśmiechałem się pod kaskiem, myśląc, jak podstawowy jest to motocykl. I jak się okazuje, Royal Enfield Himalayan w ten sposób skradł nie tylko moje serce. Jeśli się dobrze przypatrzycie, to zauważycie, że na teście miałem starszą wersję, bez najnowszych ulepszeń jak nawigacja Tripper. Powód jest prosty.
Wszystkie nowe egzemplarze, które trafiły do polskiego dystrybutora, rozeszły się od razu. Oczywiście nie była to wielka liczba, ale gdyby do Polski trafiło więcej himalayanów, to na pewno wszystkie szybko znalazłyby właścicieli. Oczywiście dla wielu kupujących nie jest to jedyny motocykl w garażu, a raczej fajna zabawka uzupełniająca sprzęt wykorzystywany na co dzień.
Mały znaczy dobry w terenie
No właśnie, tu pojawia się pytanie, czy jest to tylko model dla najbardziej zakręconych pasjonatów motocykli, którzy kupują go tylko dlatego, że to tania zabawka? Niekoniecznie! I sam Royal Enfield bardzo się stara, aby to udowodnić. W ramach promocji tego modelu urządził wyprawę pasującą do nazwy tego motocykla jak żadna inna – przez Himalaje, na drugą stronę tego najwyższego na świecie pasma górskiego.
Szutrowe drogi i niesprzyjające warunki nie stanowiły problemu dla tego motocykla, choć szczerze jestem ciekawy, jak wysokość wpłynęła na jego osiągi. W końcu na wysokości ponad 5000 m n.p.m. niewiele zostało z i tak skromnych 24,3 KM. Ale jak widać, to wystarczyło.
Jeszcze bardziej imponująca wyprawa miała miejsce w ostatnich dniach 2021 r. Dwóch motocyklistów na royalach enfieldach himalayanach dojechało na sam biegun południowy. I tu pojawia się najważniejsza zaleta tego modelu. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie była jedna z najlepszych konstrukcji na taką wyprawę. Jest tak z powodu jej lekkości i wąskich opon. Inne motocykle w takich śnieżnych warunkach mogłyby być po prostu za ciężkie.
Źródła: WP
Wszyscy, którzy widzieli azjatycką część wyprawy Ewana McGregora i Chaley’a Boormana w "Long Way Round", na pewno pamiętają, że jechali oni na topowych GS-ach. Taką samą maszynę miał do dyspozycji podróżujący z nimi operator Claudio von Planta, ale jedna z awarii i brak części zapasowych pod ręką oznaczały, że musiał sobie na chwilę znaleźć coś w zastępstwie i był to rosyjski Iż Planet 5. Jego lekkość oznaczała, że w terenie był nie do zatrzymania i radził sobie lepiej niż wielokrotnie droższe i bardziej zaawansowane BMW R 1150 GS-y.
I właśnie tak samo jest z Royalem Enfieldem Himalayanem. W terenie trochę przypomina lekkie enduro. Oczywiście nie będzie takim luksusowym pożeraczem kilometrów i nie zabierze tak dużo jak topowe modele adventure, ale przez teren (szczególnie miękki piasek czy grząskie błoto) idzie jak burza.
Trochę liczb
Piszę o tym, że Royal Enfield Himalayan to prosty i lekki motocykl, jak to zatem wygląda w specyfikacji technicznej? Za napęd służy tu jednocylindrowy silnik o nie tak małej pojemności 411 cm3. Jednak generowanych jest z niego tylko 24,3 KM przy 6500 obr./min. Zdecydowanie lepiej wygląda kwestia maksymalnego momentu obrotowego, który wynosi 32 Nm i jest dostępny w zakresie 4000-4500 obr./min. Napęd przenoszony jest za pomocą 5-biegowej skrzyni. Niezły zasięg zapewnia 15-litrowy zbiornik paliwa.
Tajemnica możliwości Himalayana leży jednak w jego konstrukcji. Mimo braku zastosowania nowoczesnych i lekkich technologii gotowy do jazdy motocykl waży 199 kg. Choć ma prześwit aż 220 mm, to siedzenie znajduje się na wysokości zaledwie 800 mm, co zdecydowanie ułatwia kontrolę nad motocyklem. Co jednak ważne – nie jest maszyna wyłącznie dla niskich. Przy 183 cm wzrostu nie miałem na co narzekać. Motocykl został też zaprojektowany tak, aby wygodnie jechało się na stojąco.
Źródła: WP
Drugą kluczową kwestią jest zawieszenie. Z przodu jest to widelec 41 mm o skoku 200 mm, a z tyłu pojedynczy amortyzator o skoku 180 mm. Szczególnie z przodu zawieszenie jest bardzo miękkie, przez co świetnie radzi sobie z pojedynczymi nierównościami. Nawet spora dziura himalayanowi niestraszna. Nieco gorzej i mniej pewnie jest na stałych nierównościach – np. na zużytej drodze szutrowej.
Możliwości offroadowe poprawiają też wąskie opony, które dobrze sprawdzą się np. na piachu. Wrażenie robi też promień skrętu – indyjski motocykl zawraca prawie w miejscu. Za to największy minus należy się za hamulce. Pojedyncza przednia tarcza z dwutłoczkowym zaciskiem naprawdę słabo działa. Z drugiej strony tylny hamulec (240 mm i jednotłoczkowy zacisk) jest zaskakująco mocy, co w efekcie powoduje, że praktycznie cały czas trzeba używać obu na raz.
Powiew minionych czasów
Największe zaskoczenie przeżyłem, gdy popatrzyłem na lewą stronę kierownicy i zauważyłem dźwigienkę oznaczoną symbolem ssania. Fanom gaźników może zakręcić się łezka w oku, ale oczywiście Royal Enfield Himalayan to model z silnikiem na wtrysku – już od jakiegoś czasu inny by nie spełnił norm emisji. O co zatem chodzi?
Nie jest to wcale pozostałość po starej wersji, gdyż przełącznik działa i faktycznie podnosi obroty na luzie. Choć nie miałem potrzeby z tego korzystać, to takie rozwiązaniem może ułatwiać ruszanie w niektórych warunkach, chroniąc przez zgaśnięciem - bądź co bądź - słabego silnika.
Budżetowa podróż
Tak jak nie każdy ma pieniądze i potrzeby, aby wyjeżdżać na wakacje do luksusowego hotelu, tak samo Royal Enfield Himalayan to motocyklowy odpowiednik wyprawy z plecakiem po Azji. Daje wolność, ma swoje uroki i zapewni sporo przygód. Może spawy na nim nie są zbyt ładne, ale tak jak można przespać się w hostelu czy tanim mieszkaniu, tak też himalayan będzie tańszą alternatywą umożliwiającą podróż osobom, które inaczej by się na nią nie zdecydowały.
Jest to zatem motocykl dla tych, którzy po prostu nie mogą sobie pozwolić na maszynę z wyższej półki, ale też dla osób, które mają już motocykl innego typu (np. sportowy czy cruisera), jednak chciałyby czasem wybrać się gdzieś, gdzie kończy się asfalt.
Nie ma co ukrywać, że jednym z najmocniejszych argumentów Royala Enfielda Himalayana jest jego cena. Indyjski turystyk adventure od 2022 r. kosztuje 25 364 zł i choć oznacza to podwyżkę o blisko 3 tys. zł w stosunku do ceny sprzed roku, to nadal jest to okazjonalna kwota. Jest on nieco droższy od chińskiej konkurencji (jak Voge 300DS czy Benelli TRK 251), ale za to zapewnia lepsze osiągi, możliwości terenowe i wyjątkowy styl.
Kosztujące nieco więcej Benelli TRK 502 jest zdecydowanie mocniejsze, ale to motocykl bardziej szosowy niż terenowy, a to pokazuje, że Himalayan po prostu gra w swojej wyjątkowej lidze wywoływania uśmiechu na twarzy.