Test: Vespa Elettrica, czyli ile chcesz zapłacić za spokój
Elektryczny skuter brzmi jak jeden z najlepszych sposobów na przeciskanie się przez miasto. Jest dynamiczny, nie hałasuje i nie zanieczyszcza powietrza. Propozycja Vespy do tego świetnie jeździ, ale ma jeden problem – cenę z kosmosu.
Na pierwszy rzut oka Vespa Elettrica wygląda jak każda inna vespa. Charakterystyczny kształt reflektora, sylwetka osy – przez lata wiele się tu nie zmieniło. Dopiero potem dostrzegasz, że po prawej stronie tylnego koła brakuje tu wydechu. No chyba że do skutera podchodzisz od tyłu. Wtedy jego elektryczną naturą zdradzi zielona tablica.
Tak, Włosi idą z duchem czasu i dzisiaj vepsa może jeździć także na prąd. Do wyboru są dwie wersje. Ta tańsza może pojechać 45 km/h, więc do jeżdżenia nią wystarczy dowolne prawo jazdy lub dowód osobisty (dla osób urodzonych przed 19 stycznia 1995). Ta droższa wyciągnie nawet 70 km/h, lecz tu już trzeba albo kat. A1, albo kat. B od przynajmniej trzech lat. Ja testowałem tę drugą.
Jak już zaznaczałem, zmian nie ma dużo. Na kierownicy ciągle mamy wyświetlacz, którego system jest zdecydowanie zbyt skomplikowany w obsłudze. Nie można za to narzekać na czytelność panelu nawet w ostrym słońcu. Lusterka zapewniają świetną widoczność, a ich regulacja nie stanowi problemu. Pod kierownicą mamy schowek i przydatny wieszak.
Więcej obaw można mieć o obecność bagażnika pod siedziskiem. Uspokajam – on tu ciągle jest, choć nie licz na cuda. Dalej nie zmieści pełnego kasku (z otwartym nie powinno być problemów), choć do wrzucenia kurtki, rękawiczek czy mniejszych szpargałów w zupełności wystarczy. Gdy uniesiesz kanapę, zobaczysz jednak coś, co rozwieje wątpliwości, że to elektryk. Zobaczysz kabel.
Vespę ładuje się tylko ze zwykłego gniazdka, a sam proces przypomina podłączanie odkurzacza. Należy wyciągnąć spiralny przewód, podpiąć go do kontaktu i... trzymać kciuki, że wszystko zadziała. Niestety, vespa jest wybredna i zdarzało mi się wrócić do dalej nienaładowanego skutera. Inaczej niż w autach elektrycznych, tutaj trzeba to robić przy wyłączonym pojeździe.
Producent deklaruje, że proces ładowania zajmie ok. 4 godzin, choć na co dzień nie ma to znaczenia. Vespę i tak ładujesz w domu, pewnie przez noc, bo wtedy jest najtaniej. Ja tego komfortu nie mam, ale podłączałem ją do gniazdka na redakcyjnym parkingu. Szkoda, że zabrakło tu wyciąganych akumulatorów, jak jest to w np. Bartonie e-Max. Nowy elektryk Piaggio, model One, już jest wyposażony w to rozwiązanie.
Skoro skuter jest naładowany, to można ruszać na miasto, choć nie jest to bezszelestne. Podczas mocniejszego przyspieszania da się usłyszeć 4-kilowatowy silnik elektrycznych, który daje naprawdę niezłego kopa. Na każdych światłach można zostawić w tyle większość samochodów, a z prędkością maksymalną 70 km/h nie trzeba ograniczać się do dróg z limitem 50 km/h. Tego może brakować w tańszej wersji.
Vespa nie zawodzi, gdy przychodzi do trudniejszych sytuacjach na drodze. Prowadzi się pewnie i stabilnie, ochoczo składając się w zakręty. Równie zaskakujący jest też komfort jazdy, który nie pozostawia wiele do życzenia. Nierówności czy wręcz dziury w asfalcie to dla włoszki żaden problem, a każdą z nich płynnie wybiera. Tak częste w miastach tory tramwajowe nie są dla niej żadnym wyzwaniem.
Elektryk wymaga jednak, by porozmawiać o zasięgu. Ten jest oczywiście zależny od tego, w jakim trybie jedziemy (czyli czy ograniczamy prędkość). Z moich testów wynikało, że akumulator o pojemności 4,2 kWh powinien wystarczyć na pokonanie 100 km po mieście. Przy spokojnej jeździe można osiągać nawet lepszy rezultat. Przy moich dystansach musiałem podłączać skuter do gniazdka co dwa dni.
Pojazdy na prąd kojarzą się często z czymś jeszcze: z aplikacjami. W końcu to gadżeciarskie tesle wypromowały elekromobilność. Vespa do swojej Elettriki też oferuje apkę, choć najbardziej przyda się podczas jazdy – może bowiem wyświetlać dodatkowe wskazania, jak np. zużycie energii. Miałem jednak problem z synchronizowaniem przejazdów, podczas których telefon był w kieszeni. Zwyczajnie nie zbierał danych.
Ale może właśnie w tej błogiej niewiedzy tkwi całe piękno tej vespy? Jeśli regularnie podpinasz ją do prądu, niczym się tu nie przejmujesz. Nie martwisz się tankowaniem, nie martwisz się filtrami czy olejem. Z drugiej strony – nic dziwnego. Przy takiej cenie liczyłbym na właśnie taki spokój.
Co tu dużo mówić – Vespa Elettrica jest droga. Odmiana ograniczona do 45 km/h to wydatek 30,5 tys. zł. Chcesz jeździć do 70 km/h? Żaden problem, ale w salonie zostawisz 2 tys. zł więcej. Co prawda rząd startuje z dopłatami w ramach programu "Mój elektryk", ale w jednośladach dotyczą one tylko przedsiębiorców i wynoszą maksymalnie 4 tys. zł. Za mało, by zasypać różnicę pomiędzy elektryczną a spalinową włoszką.
Kolejny skuter na prąd od Piaggio – wspomniany już One – ma być tańszy i bardziej uniwersalny. Vespa jest udana, ale zwyczajnie zbyt droga. Z drugiej strony to samo Mateusz Lubczański pisał o tej spalinowej, a jakoś na drogach ich nie brakuje. Może więc to kwestia czasu, by charakterystyczny dźwięk ich silników zastąpiła cisza? Tego przekonamy się w najbliższych latach.