Policja będzie używać wideorejestratorów. Dla ministerstwa jeden wyrok sądu nic nie znaczy
Zdaniem Lubelskiego sądu wystawianie mandatów za przekroczenie prędkości na podstawie zapisu wideorejestratora często prowadzi do poważnych błędów pomiarowych. Mimo to policja będzie używać tego sprzętu.
Mandat, ale za co?
Przyzwolenie na przekraczanie dozwolonej prędkości jest głęboko zakorzenione w świadomości polskich kierowców. O tym, że można jeździć inaczej, łatwo przekonać się, będąc na przykład w Szwajcarii czy Szwecji. By skłonić naszych zmotoryzowanych do podobnego szacunku względem prawa i zdrowia innych uczestników ruchu, państwo musi zaoferować kierowcom dobrze rozbudowaną sieć dróg ekspresowych i autostrad, a także karać łamanie prawa. Rzecz w tym, że te kary muszą być sprawiedliwe, a na to w Polsce nie zawsze można liczyć.
Wyrok sądu w Lublinie (sygn. akt III W 1540/16) podważa sens używania wideorejestratorów do karania kierowców przekraczających dozwoloną prędkość. Finałem tej sprawy było uniewinnienie kierowcy oskarżonego przez policję na podstawie pomiaru wideorejestratorem PolCam o przekroczenie dozwolonej prędkości o 43 km/h. Jak wynikało z zapisu wideo przedstawionego przez policję, radiowóz z zainstalowanym urządzeniem podczas dokonywania odcinkowego pomiaru prędkości zbliżał się do samochodu, którego prędkość miała być mierzona. To wypaczyło wyniki policyjnych czynności.
Problem z wideorejestratorami polega na tym, że urządzenia te wskazują wartość prędkości nie na podstawie pomiarów wykonywanych laserowym czy ultradźwiękowym miernikiem prędkości, a w oparciu o prędkość obrotową kół pojazdu, w którym sprzęt jest zamontowany. Oznacza to, że pokazuje jak szybko jedzie radiowóz, a nie rejestrowany na wideo pojazd.
W uzasadnieniu wyroku dosadnie określił to sąd, pisząc: „Instrukcja systemu P. wskazuje, iż «przy pomocy elektronicznego, precyzyjnego urządzenia P. można dokonać pomiaru prędkości podejrzanego pojazdu». Powyższe zdanie mogłoby zostać uznane za w pełni prawdziwe jedynie w sytuacji, gdyby podejrzanym pojazdem był radiowóz, w którym urządzenie jest zainstalowane”.
Najczęstszym błędem związanym z używaniem wideorejestratora jest zmiana odległości pomiędzy radiowozem i samochodem, którego prędkość próbują określić policjanci. Tak było w przypadku sprawy z Lublina. Jak widać na stopklatce z nagrania zarejestrowanego wideorejestratorem PolCam, policjanci podczas pomiaru nie widzą, jaka odległość dzieli ich od namierzanego pojazdu. Parametr "D" widoczny w dole lewej części ekranu określa długość odcinka drogi, na którym dokonywany jest pomiar. Tak naprawdę policjanci dokonują więc pomiaru "na oko", starając się utrzymać stały dystans.
Jak duże mogą być błędy pomiaru wideorejestratorem? W najgłośniejszym takim przypadku Krzysztof Hołowczyc został zatrzymany przez policję za przekroczenie dozwolonej prędkości. W miejscu, gdzie wolno rozwijać 90 km/h, zdaniem policji jechał 204,4 km/h. Podczas procesu biegły orzekł, że rzeczywista prędkość Hołowczyca wynosiła 161 km/h.
Nieprawdziwy wynik kontroli prędkości przeprowadzonej przy użyciu wideorejestratora może się jednak pojawić również w innej sytuacji. Stanie się tak wtedy, jeśli w radiowozie zostaną zastosowane opony o innym profilu niż ten, z którego korzystano podczas kalibracji wideorejestratora.
Dokładnie taką samą specyfiką wyróżnia się urządzenie Videorapid2 firmy Zurad. Właśnie takie wideorejestratory trafiły do 140 nowych, nieoznakowanych radiowozów BMW polskiej policji. Każe to postawić sobie pytanie o sens mierzenia prędkości przy pomocy wideorejestratorów.
Jak w uzasadnieniu wyroku stwierdził lubelski sędzia: "Przeczucie funkcjonariusza policji o tym, iż kierujący przekracza dozwoloną prędkość nie wystarczy w sytuacji, gdy państwo, które reprezentuje, nie jest w stanie wyposażyć go w adekwatne dla potrzeb i możliwości technicznych XXI wieku urządzenie, które ustali i zabezpieczy dowód przekroczenia prędkości w sposób, który nie będzie budził wątpliwości".
Sprawa była na tyle szeroko komentowana, że zainteresował się nią również poseł Marek Wójcik. Parlamentarzysta Platformy Obywatelskiej wystosował interpelację do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. W piśmie zapytał o to, czy w związku z orzeczeniem lubelskiego sądu planowana jest rezygnacja z wideorejestratorów PolCam. Odpowiedź resortu nie napawa optymizmem.
Wideorejestratory zostają
Jak zaznacza Jarosław Zieliński, sekretarz stanu w MSWiA, policja sprawuje ścisłą wewnętrzną kontrolę nad użytkowaniem wideorejestratorów. Dodatkowo w komendach organizuje się cykliczne szkolenia dla funkcjonariuszy obsługujących takie urządzenia. Jak wynika z informacji MSWiA, w 2017 r. wzięło w nich udział 340 policjantów. W polskiej policji wykorzystuje się obecnie 261 wideorejestratorów PolCam. Oznacza to, że funkcjonariusze korzystający z tego sprzętu rzeczywiście przechodzą częste szkolenia. Nie daje to jednak gwarancji właściwego korzystania z przyrządów.
Setkretarz stanu MSWiA wspomina również, że w samym uzasadnieniu wyroku lubelskiego sądu czytamy, że "Stosowanie tego typu urządzenia do pomiarów prędkości dopuszcza § 3 pkt 4 rozporządzenia Ministra Gospodarki z dnia 17 lutego 2014 r. w sprawie wymagań, którym powinny odpowiadać przyrządy do pomiaru prędkości pojazdów w ruchu drogowym oraz szczegółowego zakresu badań i sprawdzeń wykonywanych podczas prawnej kontroli metrologicznej tych przyrządów pomiarowych (Dz. U. z 2014 roku, poz. 281). Zważywszy na powyższe, stosowanie urządzenia PolCam jest dopuszczalne w świetle przepisów prawa".
W odpowiedzi na poselską interpelację nie przytoczono jednak kolejnego zdania z uzasadnienia lubelskiego sądu, a brzmi ono następująco: "Niemniej jednak w XXI wieku, przy aktualnym poziomie rozwoju technologicznego, musi zastanawiać wykorzystywanie przez organy państwa do pomiarów prędkości w ruchu drogowym urządzenia, które nie jest w stanie ustalić prędkości pojazdu poddawanego kontroli, a dla ustalenia prędkości tego pojazdu wykorzystuje zawodny i podatny na zakwestionowanie system pomiaru prędkości radiowozu".
Koronnym argumentem MSWiA za utrzymaniem wideorejestratorów PolCam jest fakt, że posiadają one zatwierdzenie typu wydane przez Główny Urząd Miar oraz legalizację pierwotną i ponowną. Problem w tym, że decyzje tej jednostki niejednokrotnie budziły spore kontrowersje, a jej funkcjonowanie spotkało się z ostrą krytyką.
Urząd z GUM-y
Wycofywany obecnie z zasobów policji ręczny miernik prędkości Iskra-1 bez problemu uzyskał zatwierdzenie typu w Głównym Urzędzie Miar. Na podstawie pomiarów dokonywanych tym urządzeniem przez lata policja nałożyła miliony mandatów. W 2013 roku wybuchła jednak afera. W uzasadnieniu wyroku sąd wskazał na fakt, że Iskra-1 nie spełnia wymogów ministerialnego rozporządzenia z 2004 r. regulującego cechy urządzeń używanych do pomiaru prędkości pojazdów. Czy specjaliści GUM-u, nadając Iskrze zatwierdzenie typu, mogli przeoczyć ten fakt?
Iskra-1 nie wskazuje pojazdu, którego prędkość jest mierzona. Problem pojawia się, kiedy w kierunku policjanta jedzie kilka samochodów. Instrukcja obsługi Iskry mówi, że w takiej sytuacji pokazywana jest prędkość najszybszego pojazdu. O tym, które to z grupy zbliżających się aut, musi zdecydować policjant. W praktyce zatrzymuje tego, który jedzie najbliżej.
W 2012 r. do jednostek policji na szeroką skalę zaczęły trafiać mierniki prędkości Ultralyte LTI 20-20 100LR. To laserowe urządzenia z optycznym celownikiem. Mierniki posiadały oczywiście zatwierdzenie typu wydane przez GUM, a policja chwaliła się, że za pomocą nowego sprzętu może "ustrzelić" pirata drogowego z odległości nawet kilometra - i to gdy pojazdy poruszają się jeden za drugim.
Powszechne mniemanie na temat tego sprzętu zmienił proces, do jakiego doszło w Zamościu w 2014 r. Powołany w nim biegły stwierdził, że w przypadku laserowego miernika z optycznym celownikiem pomiar z odległości 500 m jest wiarygodny tylko wtedy, gdy 100 m przed samochodem czy motocyklem, w który za pomocą wizjera celuje policjant, ani za nim, nie jedzie żaden inny pojazd. W sprawnie funkcjonującym państwie taki wniosek powinien zostać sformułowany już przez GUM, a zatwierdzenie typu powinno zawierać dodatkowe obostrzenia. Wówczas policja nie ośmieszałaby się (nie ze swojej winy), promując miernik właściwościami, których on nie posiada.
W lipcu 2017 r. swoje zdanie na temat GUM-u wyraziła również Najwyższa Izba Kontroli. Inspektorzy NIK-u wzięli pod lupę działalność Głównego Urzędu Miar w latach 2010-2016. Wśród zarzutów, które przedstawiono tej instytucji, znalazły się te dotyczące niewystarczającego bieżącego nadzoru nad prawidłowością działania urządzeń do mierzenia prędkości pojazdów. W 2016 roku na terenie całego kraju GUM skontrolował tylko 14 mierników prędkości. Jak dowiedzieliśmy się w Komendzie Głównej Policji, na koniec 2016 roku w rękach funkcjonariuszy było 1836 radarów. ITD korzystało zaś wówczas z 449 urządzeń mierzących prędkość. Oznacza to, że w 2016 roku pracownicy GUM skontrolowali zaledwie 0,6 proc. przyrządów, które były wykorzystywane na polskich drogach.
W latach 2010-2016 GUM w ogóle nie prowadził kontroli radarów do pomiaru prędkości pojazdów na obszarze działania czterech z dziewięciu Okręgowych Urzędów Miar: w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu i Poznaniu. Było tak pomimo wielokrotnych informacji w mediach o wątpliwościach dotyczących prawidłowości pomiarów prędkości radarami typu Iskra stosowanymi przez policję, a także mimo wyników serii kontroli Biura Nadzoru GUM w 2013 i 2014 r. w dziesięciu jednostkach policji. W trzech z dziesięciu zbadanych wówczas radarach ujawniono uszkodzenia związane z wpływem zakłóceń elektromagnetycznych. Niesparwne egzemplarze radarów zostały wycofane z użytkowania.
Niektóre z jednostek GUM-u nie miały możliwości kontrolowania sprzętu do mierzenia prędkości pojazdów z powodu braku koniecznych do tego urządzeń.
Pół miliona pytajników
W 2017 roku przy użyciu wszystkich wideorejestratorów ujawniono 596 541 wykroczeń, za które nałożono 538 534 mandaty karne. Pytanie brzmi, ilu spośród tych kierowców ukarano nieadekwatnie do popełnionego przewinienia i ilu bezpodstawnie zatrzymano prawo jazdy. Taka sytuacja nie tylko podważa zaufanie obywateli do państwa, ale też zwiększa kolejki w sądach.
Czy wideorejestratory powinny więc zniknąć z policyjnych radiowozów? W momencie, gdy kamery mają się pojawić na mundurach funkcjonariuszy drogówki, byłoby to krokiem pozbawionym sensu. Rzecz w tym, by zaprzestać karania przy ich pomocy za przekraczanie prędkości. Zamiast tego pod lupę można wziąć kierowców, którzy wyprzedzają przed przejściami dla pieszych lub na nich, przekraczają podwójną ciągłą albo wjeżdżają na ulice jednokierunkowe pod prąd. W tych przypadkach o błędzie nie może być mowy.