Test: Harley-Davidson Low Rider S - duży czarny, czyli klasyka zawsze w modzie
Klientela Harleya-Davidsona lubi klasyczne rozwiązania, żeby "były takie jak dawniej". To oznacza ogromny, niskoobrotowy silnik o charakterystycznym dźwięku oraz styl, który przywodzi na myśl życie w klubach motocyklowych – również tych, które mają luźne podejście do prawa i porządku. To właśnie w ten klimat wpisuje się pomalowany na czarno Low Rider S.
Motocykle spod znaku Harleya-Davidsona to przede wszystkim styl. Kupując taką maszynę płaci się nie tylko za nią samą, ale też całą otoczkę, wygląd (nie tylko motocykla, ale też ciebie na nim) i pewną legendę. Przez lata to właśnie Harley stał się synonimem cruisera i choć na rynku jest wiele ciekawych maszyn w tym segmencie, to właśnie te amerykańskie mają swój wyjątkowy status. Czy to wystarcza, aby uzasadnić wysoką cenę? To już inna kwestia.
Jednak bez wątpienia harleye mają to coś, co przyciąga, a wielu jest w stanie dopłacić właśnie za tę historię i legendę marki. Klasyczny wygląd wiąże się też z kilkoma stereotypami. Jednym z nich jest to, że motocykle spod znaku H-D muszą ociekać chromem. No właśnie, czy naprawdę muszą? Testowany przeze mnie harley-davidson low rider S udowadnia, że niekoniecznie.
Chciałem napisać ten tekst omijając najbardziej oczywiste, ale zarazem trochę pretensjonalne powiązanie stylu czarnego low ridera s z serialem "Synowie anarchii", ale chyba się nie da. Choć Jackson Teller jeździł tam na sport glidzie, to był on bardzo podobny do konfiguracji, jaką dziś Harley-Davidson oferuje w przypadku modelu Low Rider S. Zresztą, co tu dużo mówić, modele te są niemal identyczne.
114 cali sześciennych od produkcji momentu obrotowego
Amerykanie nie bawią się w małe silniki. W przypadku Harleya-Davidsona ta zasada cały czas się sprawdza. Pracujące w Low Riderze S dwa cylindry w układzie V są ogromne. O tym, jak bardzo informuje liczba zapisana na filtrze powietrza – 114. Jest to pojemność podana w calach sześciennych, co po przeliczeniu na system metryczny daje 1868 cm3. Taka konstrukcja ma kilka następstw.
Najważniejszym z nich są ogromne pokłady generowanego momentu obrotowego – jego maksymalna wartość to aż 155 Nm. Zapewnia on elastyczność podczas jazdy i naprawdę niezłe przyspieszenie. Co prawda na takim statecznym cruiserze można mieć wrażenie, że spieszenie się gdziekolwiek jest nie na miejscu, ale jeśli zajdzie potrzeba przyspieszenia, to wystarczy odkręcić manetkę. Ogromny moment obrotowy robi wtedy swoje i bardzo sprawnie rozpędza ważącą 308 kg maszynę.
Oczywiście tak ogromne cylindry oznaczają, że Harley-Davidson Low Rider S pracuje na niskich obrotach. Czerwone pole rozpoczyna się już od 5500 obr./min. Jednak nawet taka wartość to kolejna rzecz, która choć dostępna, to wydaje się nie pasować do tego, jak na co dzień powinien być użytkowany ten motocykl. Nie ma co się oszukiwać – w harleyu chodzi też o brzmienie pracującego na niskich obrotach silnika. Powolnie poruszające się tłoki wydają dźwięk przywodzący na myśl wielkie młoty uderzające raz po raz.
Ma być wygodnie
W cruiserach dynamiczna jazda schodzi na dalszy plan. Ma być przede wszystkim wygodnie. I tak jest w przypadku Harleya-Davidsona Low Ridera S. Zawieszenie jest zestrojone miękko, a wrażenie komfortu jest potęgowane przez siedzisko, które przypomina dużą poduszkę. Do tego dochodzi wygodna pozycja z nogami do przodu, którą najbardziej docenią wyższe osoby mogące się mocniej odchylić do tyłu. Z drugiej strony samo siedzenie znajduje się dość nisko (na wysokości 690 mm) i podczas postoju pewnie nogi na nawierzchni położy każdy, niezależnie od wzrostu.
Tym natomiast, co może i wygląda dobrze, ale w praktyce jest bardzo niewygodne, to zegary umieszczone na baku. Będący z przodu prędkościomierz jest jeszcze nieźle widoczny, ale będący za nim obrotomierz wymaga pochylenia głowy, aby choćby rzucić na niego okiem. Oczywiście można powiedzieć, że dzięki dużemu momentowi obrotowemu nie trzeba się przejmować takimi szczegółami. Jednak mogłoby to być zaprojektowane wygodniej, a tak w praktyce trzeba przyzwyczaić się do jazdy bez spoglądania na obrotomierz.
Styl ma swoją cenę
Harley-Davidson Low Rider S to kawał maszyny. Mierzy 2255 mm długości i choć zdecydowanie nie jest największym modelem w ofercie marki, to robi wrażenie swoimi rozmiarami. Tym bardziej, że w standardzie posiada jednoosobowe siedzisko. Długość tę wizualnie podkreślają dwie rury wydechowe ciągnące się obok siebie po prawej stronie motocykla. Jednak mają też one swoją ciemną, a raczej ciepłą stronę. Ich początek przebiega bardzo blisko nogi, co oznacza, że zatrzymując się na światłach szybko odczujemy mocne grzanie z prawej strony. Na szczęście po ruszeniu i położeniu stóp na podnóżkach problem ten znika.
Skoro mowa o cenie w postaci nieco gorszej ergonomii, to trzeba też wspomnieć o kwestii finansów. Low Rider S w kolorze czarnym to wydatek 86 240 zł (i choć to kwestia gustu, to moim zdaniem właśnie w tym kolorze, a nie w wymagającym dopłaty 1450 zł srebrnym, motocykl ten wygląda lepiej). Jest to sporo, ale klienci Harleya-Davidsona już raczej są przyzwyczajeni to takich kwot.
Harley to harley
Jasne, Harley-Davidson Low Rider S nie jest idealny, ale jazda nim to czysta przyjemność. Motocykl amerykańskiej marki dostarcza dokładnie tego, czego się od niego oczekuje. Jest to komfort, ale przede wszystkim styl, a ten jest niezaprzeczalny. Na harleyu można się wyluzować, pośpiech zostawia się innym. Może nie da się nim tak sprawnie przeciskać przez korki, jak jakimś zwinnym nakedem, ale jest to motocykl bardzo uniwersalny. Wygodnie dowiezie do pracy, ale pozwoli też w komfortowych warunkach odbyć dłuższą podróż. Najlepiej nieśpiesznym tempem.
Harley-Davidson Low Rider S – klasyka cała na czarno
Tym, co ja dodatkowo doceniam w harleyach, to odczucie, że mamy do czynienia z produktem, który można nazwać premium. Wygląda jak klasyczna maszyna, ale cała jej obsługa nie ma w sobie nic archaicznego. Motocykl posiada kluczyk zbliżeniowy, którego nie trzeba nawet wyciągać z kieszeni przed jazdą. Wszystko działa lekko i sprawia wrażenie solidności. A właściwości jezdne choć typowe dla tak dużej maszyny, to dają pewność prowadzenia. Krótko mówiąc –nic dziwnego, że ta będąca na rynku już blisko 120 lat marka ma swoje grono wiernych fanów. Kupując harleya, kupuje się też całą tę otoczkę. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to znaczy, że nigdy nie przejechał się harleyem.