Tyle było pisania o rajdach typu baja - Italian Baja, Baja Espana-Aragon, Hungarian Baja - wszystkie one ekscytowały i budziły dyskusje. Najszybsze samochody terenowe mknące po bezdrożach, każdy najdrobniejszy defekt kończył się tragedią, każdy zwyciężony odcinek - świętem. Liczeniu sekund i kalkulacjom nie było końca. Dotychczas wszystko to było, ale za naszymi granicami. Teraz pojawiło się w Polsce. Baja Polonia - pierwszy rajd tego typu w Polsce, obudził dokładnie te same emocje.
Piątkowy poranek na Rynku w Rzeszowie był spokojny i cichy. Jak co dzień ludzie spieszyli się do pracy, inni przysiadali we wcześniej otwartych ogródkach, by wypić poranną kawę. Ciszę mąciły tylko pojedyncze rozmowy. Nie minęło parę godzin, a na Rynek weszła grupa ludzi w białych koszulkach Baja Polonia. Ich zadaniem było przygotowanie startu honorowego - oficjalnego rozpoczęcia rajdu, który miał się odbyć już o 17:00. W tym samym czasie pierwsze załogi zajeżdżały do Rzeszowa i ruszały na badania kontrolne. Drobiazgowo sprawdzone samochody mogły wyjechać na parking przed Rynkiem. Dochodziła godzina startu. Nie było czasu do stracenia.
Tłumnie zebrani kibice jeszcze nigdy nie widzieli takiej parady. Najlepsze samochody terenowe i quady, jakie można zobaczyć w Polsce, budziły podziw i zachwyt. Ryk potężnych silników zakłócił spokój rzeszowskiego Rynku. W trzydziestostopniowym upale zawodnicy z Polski i Czech wjechali na start. Nie zatrzymywali się jednak w Rzeszowie na długo - pod Kolbuszową czekał już na nich prolog. Po doskonale oznaczonej trasie załogi mogły pędzić najszybciej, jak tylko się dało. Nawet 130 km/h na liczniku, na leśnym dukcie nikogo nie dziwiło. Tu też odbyła się pierwsza konfrontacja z przeciwnikami. Już po prologu niektórzy wiedzieli, że ich samochód jest nieco za słaby, by walczyć o podium. Najlepszy czas uzyskała załoga Grajek/Ciepły, zaraz za nimi Porizek/Ulehla i Wasiak/Nowak. Rozstrzygnięcie tym bardziej zaskakujące, że faworyzowany Zapletal dojechał dopiero na czwartym, zaś najbardziej utytułowana para Polaków - Łoszewski/Marton, oczko za nimi. W quadach 2K prowadzenie objął Kubiena, zaś w 4K - Polasek.
Pierwsza noc w parku zamkniętym upłynęła na kalkulowaniu swoich możliwości i szacowaniu możliwości innych. Wszyscy najbardziej obawiali się Czechów, ale tak naprawdę martwili się o swoje samochody. Wielu zawodników wiedziało, że jeśli samochód wytrzyma - będą w stanie uzyskać dobry wynik. Nikt nie wiedział, co organizatorzy przygotowali dla nich następnego dnia. Wiadomo było za to, że odcinki specjalne, jak przystało na prawdziwą baję, będą miały ponad 60 km (w przeciwieństwie do innych zawodów krajowych, gdzie OS-y liczą sobie maksymalnie ledwie 10 km). I wiadomo było, że będzie równie gorąco. W okolicach Nowej Dęby czekał drugi Odcinek Specjalny. Miał on zweryfikować, czy wyniki prologu mówią cokolwiek o faktycznych umiejętnościach zawodników i przygotowaniu ich samochodów. Nad porannym startem, w promieniach prażącego bezlitośnie słońca unosiła się atmosfera nerwowości. Rywalizacja w czubie
klasyfikacji generalnej była niebywale zażarta, zaś trasa prowadzona rozległymi poligonami zdradzała, że szybko przejadą tylko najlepsi. Fragmenty drogi prowadzone głębokimi piaskami, w połączeniu z grzejącymi nieustająco słońcem sprawiały samochodom nie lada problemy. W tych warunkach triumfatorzy prologu utrzymali prowadzenie. Niewiele za nimi zjawiła się załoga Wasiak/Nowak, dalej Porizek/Ulehla, Zapletal/Ourednicek i Łoszewski/Marton. Odległości w tej stawce były minimalne. W quadach 2K prowadzenie zachował Kubiena, zaś w 4K pierwsze miejsce objął Grzyb.
Jednak dopiero trzeci OS miał pokazać, kto może naprawdę namieszać. Marton skarżył się na temperaturę, mówił że Orca bardzo się grzeje - szczególnie w piachu. Trzeba było zacząć uważać. Inne załogi też odczuwały upał, zaś ich samochody - trudy trasy. W tych warunkach rajd zaczął premiować po prostu najlepszych kierowców. Tym bardziej trudne do opisania było zdumienie obserwatorów, gdy do parku zamkniętego przed czasem zjechał samochód Włodzimierza Grajka. Dotychczasowy lider musiał przerwać wyścig w wyniku awarii układu elektrycznego. Już pod koniec drugiego OS-u elektryka zaczęła się palić, ale wydawało się, że po wymianie przekaźników wszystko będzie dobrze. Początek trzeciego odcinka zweryfikował te nadzieje. Koniec rajdu dla lidera.
Na swoje miejsce Grajek nominował Łoszewskiego, choć ostrzegał przed Zapletalem i Wasiakiem, który miał ambicje na atakowanie czołówki. Podczas gdy SAM byłego prowadzącego w „generalce” toczył się do parku, na trasie działy się rzeczy wielkie. Doświadczony Zapletal wyskoczył na pierwsze miejsce. Korzystając z nieobecności Grajka Porizek przesunął się oczko wyżej, zaś na trzeciej pozycji odcinek zakończył Łoszewski. Wasiak spadł na dziewiątą pozycję i utracił szanse na podium. W rozmowie jedyny teraz Polak w trójce - Patryk Łoszewski mówił, że ich celem jest zdobycie mocnego drugiego miejsca.
Czwarty OS był zarazem ostatnim tego dnia. Łoszewski ostro ruszył do ataku na napierających bezlitośnie Czechów. Niestety, na dwudziestym kilometrze najechał prawym tylnym kołem na pieniek i musiał je wymienić. Zapieczona na piaście felga uniemożliwiła szybki serwis. Zmiana koła zajęła aż 10 minut. Porizek i Zapletal nie opuścili takiej szansy. Jechali mądrze i ostrożnie, spokojnie powiększając przewagę nad najlepszymi z Polaków. Na czwartym miejscu, pozycję lidera w klasie T2, umocnił Chytka. Wszystko wskazywało na to, że szczyt tablicy wyników będzie zapełniony przez sąsiadów zza naszej południowej granicy. Pod koniec dnia wszyscy już wiedzieli, że w Baja Polonia nie będzie przypadków. Wymagająca dla maszyn i ludzi trasa wraz z morderczymi upałami sprawiała, że wygrać mogli tylko najlepsi. Ostatnie dwa odcinki, rozgrywane w niedzielę w okolicach Bojanowa miały pokazać, kto zasługuje na najwyższy stopień
podium. Wszyscy mieli nadzieję, że ich samochody wytrzymają i że pojawi się nieco chłodu. Przynajmniej to drugie miało się spełnić.
Niedziela przywitała startujących rzęsistym deszczem. Wszyscy już wiedzieli, że warunki na trasie całkowicie się zmienią. Dokuczliwy, szczególnie dla quadów, kurz ustąpił miejsca błotu. W obliczu takich warunków większość załóg zmieniła opony i ruszyła na odcinek, walczyć o każdą sekundę. Odezwał się też patriotyzm. Wszyscy mieli nadzieję, że w nowych warunkach Łoszewskiemu uda się dosięgnąć przynajmniej drugiej pozycji. Porizek jednak nie dał się wyprzedzić. Wprawdzie na piątym OS-ie wyprzedził Polaków o niecałe pięć sekund, jednak w dalszym ciągu był z przodu.
Tak samo pewny swojej pozycji jak jego kolega z zespołu Zapletal, umacniający się na pozycji lidera. Równie pewne było miejsce Chytki w T2. Dużo ciaśniej robiło się w quadowej klasie 2K. Przewaga Kubieny nad Furmankiem była niewielka, zaś po piętach deptał im Sawicz. W 4K Polasek starał się utrzymać prowadzenie przed Grzybem, ale ten też nie miał zamiaru odpuścić. Ostatni odcinek miał obfitować w emocje. Tak też było.
Plac pod Urzędem Wojewódzkim w Rzeszowie czekał na zwycięzców. Publiczność obserwowała pustą rampę, niecierpliwie czekając na ostateczne wyniki. Wreszcie do dyrektora rajdu przyszła kartka z wynikami, zaraz za nią przyjechali pierwszy zawodnicy. I wreszcie zaczęli zjawiać się zwycięzcy. Pierwszy motycyklista - Tosenovsky, który mimo urazu i wielkiego bólu nogi dojechał do mety, zdobywając puchar. Za nim quady 2K - pierwszy Kubiena, za nim Furmanek i Sawicz. W 4K, na ostatnim odcinku, Grzybowi udało się wyrwać zwycięstwo Polaskowi, broniąc tym samym honoru Polaków na najwyższym stopniu podium Baja Polonia. W klasie Open wygrali Woźniak/Żak. Jednak i tak wszyscy czekali na rozstrzygnięcie w generalce. I tu nie było niespodzianek. Pierwsze przez bramę przejechało pomarańczowe Pajero Zapletala, zaraz za nim zaś Pajero Porizka. Łoszewski dotarł na metę na trzeciej pozycji. - _ Miroslav Zapletal, który wygrał
ten rajd, należy do światowej czołówki. Zajął przecież siódme miejsce na tegorocznym Dakarze, także nie jest wstydem uplasować się tuż za nim _ - mówił Łoszewski na mecie.
Gdy ostatni samochód zjechał z mety - Baja Polonia dobiegła końca. Pierwszy rajd typu baja w Polsce wygrali Czesi. Ale chyba nie to jest najważniejsze. Najważniejsze wydaje się być, że mamy w Polsce trasy, które obyty w świecie Zapletal porównywał tylko do tras rajdów w Hiszpanii i Portugalii. Że mamy w Polsce ludzi, którzy potrafią się podjąć i sprostać wyzwaniu organizacji takiego wyścigu. I mamy zawodników, którzy potrafią wywołać takie emocje, jak te, które dotąd znaliśmy tylko z wyścigów zagranicznych. Wreszcie mamy w Polsce baję. I to baję z prawdziwego zdarzenia.
Grzegorz Kramar