Po wprowadzeniu opłat na A4 pomiędzy Wrocławiem a Gliwicami policja przestała patrolować ten odcinek. Funkcjonariusze nie chcą płacić na bramkach, dlatego na 164-kilometrach autostrady nie spotkamy żadnego radiowozu, a kierowcy bezkarnie mogą przekraczać prędkość.
Po wprowadzeniu opłat na autostradzie A4 za przejazd nie muszą płacić tylko służby wykonujące akcje ratunkowe. Jednak pozostałe samochody policji, straży pożarnej i pogotowia są zobowiązane do uiszczania opłat - informuje "Gazeta". Z tego powodu po autostradzie nie jeżdżą radiowozy z wideorejestratorami.
Policja posiada spory park nieoznakowanych samochodów wyposażonych w sprzęt do nagrywania piratów drogowych. Dotychczas często korzystano z niego na opisywanym odcinku A4 i zatrzymywano kierowców łamiących przepisy. Teraz kilkusetzłotowe kary i punkty karne już nie są dla nich zagrożeniem.
Wymóg wnoszenia opłaty przez radiowozy wynika z polecenia Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Również przedstawiciele firmy Kapsch będącej operatorem systemu opłat Viatoll tłumaczą, iż prawo jest tak skonstruowane, że tylko pojazdy jadące do akcji ratowniczych nie muszą płacić za przejazd autostradą - w innych przypadkach służby nie zostały zwolnione z opłat.
Czy to oznacza, że kierowcy mogą być pewni swojej bezkarności? Nie na 100 proc. Jak wynika z informacji "Gazety", rzecznicy policji twierdzą, że funkcjonariusze pobierają kwit przy wjeździe na autostradę, a następnie opuszczając ją oddają go nie uiszczając opłaty. Takie zachowanie jednak byłoby łamaniem prawa i sami policjanci pytani o sprawę przyznają, że nie patrolują tego liczącego 164 km odcinka.
sj