MSWiA ogłosiło, że zamierza podwyższyć kary dla kierowców łamiących przepisy. Niewykluczone, że Polska pójdzie pod tym względem śladem krajów skandynawskich, jednych z najzamożniejszych w Europie.
Jak informuje Komenda Główna Policji, od stycznia do czerwca tego roku na polskich drogach doszło do 17 tys. 777 wypadków, w których zginęło w nich 1757 osób, a ponad 22 tys. zostało rannych. To więcej niż w porównywalnych okresach poprzednich lat. Sposobem na zmniejszenie liczby wypadków jest zdaniem polityków podwyższenie mandatów. MSWiA może zechcieć wzorować się w tej kwestii na rozwiązaniach przyjętych w innych częściach Europy.
Na zachodzie i południu kontynentu kierowcy ignorujący znaki drogowe muszą liczyć się z poważnymi konsekwencjami. Maksymalna kara za przekroczenie prędkości we Francji to w przeliczeniu prawie 6 tys. zł, a w Czechach aż 16 tys. zł. W Polsce jest to 500 zł. Niewykluczone jednak, że MSWiA weźmie przykład z krajów skandynawskich. Tam stosuje się system, w którym wysokość mandatu jest uzależniona od wysokości dochodów lub stanu posiadania ukaranego. W rozmowie z dziennikarzami RMF FM wiceszef MSWiA Adam Rapacki nie wykluczył tego, że właśnie taki system zostanie zastosowany w Polsce.
Rozwiązanie takie pod wieloma względami byłoby słuszne. W końcu mandaty powinny nie tylko karać za wykroczenia, ale też pełnić rolę prewencyjną. By odstraszać od popełnienia wykroczenia w przyszłości, muszą być dotkliwe, a mandat w wysokości 500 zł dla, na przykład, członka rady nadzorczej dużej firmy, jest niemal niezauważalny. Problemem byłoby jednak zdobywanie informacji na temat dochodów ukaranego mandatem kierowcy. Wdrożenie takiego systemu z pewnością pociągnęłoby za sobą konieczność zatrudnienia nowych urzędników. Czy wystarczy wówczas pieniędzy na inwestycje drogowe?
tb/mw/mw