Zdecydowana większość motocykli w Polsce pochodzi z drugiej ręki. Zakup używanego egzemplarza wiąże się ze sporym ryzykiem. Handlarze motocyklami nierzadko nie mówią prawdy dotyczącej przebiegu i stanu sprzedawanych maszyn. Na co zatem trzeba zwrócić uwagę, decydując się na zakup, aby nie dać się oszukać?
Przepisy, pozwalające posiadaczom prawa jazdy kategorii B na używanie motocykli o silnikach do 125 cm3, spowodowały spory ruch w salonach. Jednak w przypadku większych i droższych maszyn wciąż tylko nieliczni decydują się na zakup nowego pojazdu. Ceny salonowych jednośladów, które sięgają nawet poziomu aut kompaktowych, mogą odstraszyć. W końcu motocyklem nie jeździ się cały rok i nie jest on tak praktyczny jak samochód. Oznacza to, że zdecydowana większość jednośladów na polskich drogach pochodzi z importu. Popularne kraje, z których są przywożone to Francja, Włochy czy Wielka Brytania, ale też inne, bardziej zamożne kraje Europy Zachodniej.
Niestety tak mocne nastawienie na zakup używanego egzemplarza powoduje, że handlarze bardzo często starają się oszukać klientów, podając nieprawdziwe informacje o stanie oferowanej maszyny. Dlatego, podobnie jak w przypadku samochodu, warto dokładnie sprawdzić motocykl, który mamy zamiar nabyć. Gdy już wybierzemy interesujący nas egzemplarz, dobrym pomysłem jest udanie się do specjalistycznego warsztatu, gdzie za opłatą mechanik skontroluje najważniejsze szczegóły. Jednak pierwszej selekcji można dokonać bez jego pomocy.
Na oględziny motocykla najlepiej udać się z bardziej doświadczoną osobą, która dodatkowo nie będzie kierować się emocjami. Podobnie jak w przypadku samochodów – bezpieczniej jest kupować pojazd od osoby prywatnej niż od handlarza, gdyż mamy w takiej sytuacji większą szansę na uzyskanie prawdziwych informacji dotyczących historii jednośladu. Podstawowym problemem przy zakupie jest określenie rzeczywistego przebiegu. Niestety realia są takie, że większość importowanych do Polski używanych motocykli przed sprzedażą poddawanych jest korekcie licznika. W przypadku użytkowanych cały rok maszyn z Francji czy Włoch przebieg na poziomie 5000 km rocznie jest niezwykle rzadki, a rzeczywiste wyniki na ogół przekraczają dwa razy większą wartość. Jak zatem poznać, czy dany egzemplarz „był kręcony” i o ile? Przede wszystkim po ogólnym stanie – w tym elementów eksploatacyjnych. Jeśli za przeniesienie napędu odpowiada łańcuch, to na początku sprawdźmy jego stan. W przypadku stosunkowo nowych motocykli, które według
sprzedawcy mają przejechane kilkanaście tysięcy km, element ten może wykazywać oznaki używania (rdzawe naloty, a przy nieco wyższym wyniku też początek ścierania się zębatek), ale do tego czasu nie powinien być wymieniany – oznacza to, że na śrubach mocujących powinny pozostać fabryczne oznaczenia.
Podobnie przebieg motocykla można urealnić, przyglądając się tarczom hamulcowym. Wymienia się je najwcześniej po przejechaniu 50-60 tys. km. W tym przypadku również warto sprawdzić śruby mocujące, a dodatkowo należy dłonią sprawdzić, jak głęboko jest starta. Przy ok 20 tys. km nie powinno być większych śladów zużycia, a głęboki rant (3,5 mm) może świadczyć o pokonaniu znacznie dłuższego dystansu. Wszystko zależy od stylu jazdy poprzednich właścicieli, ale metoda ta pomoże wykryć szczególnie duże oszustwa na stanie licznika, które niestety nie są rzadkością.
Bardzo często do Polski trafiają motocykle powypadkowe. Taka historia nie musi skreślać konkretnego egzemplarza, ale trzeba uważać na nieumiejętne naprawy, które mogą powodować zagrożenie dla bezpieczeństwa. To, czy jednoślad po wypadku nadaje się do dalszego użytkowania, zależy od wielkości zniszczeń i jakości późniejszej odbudowy. Wśród poważnych uszkodzeń trzeba wymienić problem z geometrią ramy – należy ją dokładnie obejrzeć w poszukiwaniu napraw i zgięć. O mocniejszym uderzeniu mogą świadczyć też wgniecenia na kolektorze – najczęściej tworzą się w sytuacji gdy uderza o niego przednie koło.
O powypadkowej historii jednośladu łatwo też przekonać się, kontrolując przednie zawieszenie. Należy usiąść na motocyklu i patrząc na oponę (nie błotnik), sprawdzić, czy koło znajduje się w jednej osi z motocyklem. Oprócz tego górna półka zawieszenia powinna znajdować się pod kątem prostym. Przy okazji warto sprawdzić stan amortyzatorów – przednich i tylnego. Powinny być suche i bez rdzy. Należy mocniej na nie nacisnąć, aby sprawdzić, czy nie dobijają lub nie hałasują.
Kolejnym elementem, który trzeba skontrolować, są plastiki. Fakt, że były spawane i malowane nie musi świadczyć o poważnym wypadku – mogła to być tylko parkingowa wywrotka – ale próba ukrycia takiego faktu przez sprzedawcę powinna być znakiem ostrzegawczym. Podobnie wygląda sytuacja z zegarami i przełącznikami na kierownicy. Ich uszkodzenie nie powinno dyskwalifikować motocykla, ale pokrętne tłumaczenie handlarza to zły znak, a potrzeba ewentualnych napraw elektrycznych to dodatkowy koszt po zakupie.
Najważniejszym, a zarazem najwięcej mówiącym sposobem kontroli stanu jednośladu jest jazda próbna. Niestety nie każdy sprzedający się na taką zgodzi. Warto jednak nalegać, dokładnie ustalając jej zasady. Wystarczy przejechać niewielki dystans, aby odkryć różne niedomagania pojazdu. Jednostka napędowa powinna odpalać bez problemu, a rozgrzany silnik powinien pracować równo, nie wydając niepokojących odgłosów. Już pierwsze kilkaset metrów powie też nam sporo o stanie skrzyni biegów i całego układu przeniesienia napędu. Wszelkie nietypowe stuki, czy problemy z przełączaniem kolejnych przełożeń mogą świadczyć o potrzebie kosztownej naprawy. Najważniejsze dla bezpieczeństwa jest jednak to, że podczas takiego testu możemy sprawdzić, czy motocykl jedzie na wprost, nie ściągając na boki. Wystarczy tu prędkość 50 km/h i będzie on najważniejszą próbą sprawdzającą, czy motocykl nie przeszedł poważnego wypadku.
Zakup używanego motocykla (podobnie jak samochodu), to w polskich realiach duże ryzyko i nigdy nie wiemy, czy trafimy na dobry egzemplarz. Niewielkie usterki, czy uszkodzenia nie muszą dyskwalifikować jednośladu – ważne jednak, aby sprzedający był uczciwy co do jego stanu. Próba ukrycia drobnych problemów może oznaczać, że tym bardziej nie powie nam o poważniejszych sprawach. Profesjonalni handlarze często przygotowują pojazd pod sprzedaż, zapewniając mu jak najlepszy wygląd na pierwszy rzut oka. Czasem jednak to ta lekko pobrudzona maszyna kupowana bezpośrednio od poprzedniego użytkownika jest lepszym wyborem.
Szymon Jasina/opr. MAK