Donosiciele czy bohaterowie? Kierowcy wysyłają policji coraz więcej filmów z łamaniem przepisów
Na przełomie 2014 i 2015 r. w wojewódzkich komendach policji utworzono skrzynki pocztowe, na które można przesyłać filmy z zarejestrowanymi wykroczeniami innych kierowców. Polakom spodobał się ten pomysł policji. W 2017 r. mundurowi dostali o 34 proc. więcej zgłoszeń niż w 2016 r.
Kamerka na topie
Policja dysponuje ręcznymi miernikami prędkości i nieoznakowanymi radiowozami. Rekordowa dynamika wzrostu kar dla kierowców dotyczy jednak tych zgłoszeń, które mundurowym przesyłają sami zmotoryzowani. Jak wynika z wyliczeń poszczególnych komend wojewódzkich, w 2017 r. na skrzynki "Stop przemocy drogowej" trafiły 10 874 zgłoszenia. W 2016 r. było ich 8113, a w 2015 r. 7481.
W 2017 r. najwięcej materiałów przesłano do Komendy Stołecznej Policji - aż 4646. Wiele zgłoszeń trafiło również do policjantów we Wrocławiu - 1010 i Katowicach - 943. Po przeciwnej stronie bieguna mamy Rzeszów z 29 zgłoszeniami, Kielce - 69 i Białystok - 181.
Na policję najczęściej trafiają zgłoszenia dotyczące nieznacznych wykroczeń, takich jak tamowanie ruchu, zwane też "szeryfowaniem", nieprawidłowego parkowania czy jazdy z nadmierną prędkością. Tymi ostatnimi policja nie może się zająć, ponieważ do ukarania za zbyt szybką jazdę mundurowi potrzebują nagrania ze sprzętu zatwierdzonego przez Główny Urząd Miar, choćby z wideorejestratora.
Z punktu widzenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym najcenniejsze są jednak filmy, na których zarejestrowano poważne wykroczenia grożące innym osobom. Zalicza się do nich wyprzedzanie na trzeciego, omijanie lub wyprzedzanie aut, których kierowcy zatrzymali się, by przepuścić pieszych czy wymuszenia pierwszeństwa.
Osoba, która zdecyduje się a przesłanie filmu policji, musi dokładnie opisać sytuację, podać czas i miejsce zdarzenia. Autor filmu może również zostać wezwany na świadka, jeśli dojdzie do procesu.
Zgłoś bliźniego swego
Jak wzrost liczby nagrań trafiających na policję komentują specjaliści z zakresu ruchu drogowego? - To wspaniała wiadomość - mówi Wirtualnej Polsce Sylwester Pawłowski z projektu edukacyjnego Świadomy Kierowca. - Wzrost liczby filmów przesyłanych policji świadczy o tym, że maleje akceptacja dla niebezpiecznych, nieodpowiedzialnych zachowań na drodze. To nie ma nic wspólnego z donosicielstwem, to kwestia świadomości ryzyka i tego, do czego służy samochód na drogach publicznych. Nic tak nie gasi ułańskiej fantazji niektórych kierowców, jak świadomość, że ich zachowania mogą zostać nagrane, wyśmiewane i ukarane - dodaje Sylwester Pawłowski.
- Ludzie instalują rejestratory jazdy po to, by podnieść własne bezpieczeństwo - stwierdza Iwona Witek, psycholog transportu. - Jeśli wysyłają film na policję, to dlatego, że ktoś swoim zachowaniem zachwiał ich poczucie bezpieczeństwa na drodze. Moim zdaniem nie można takiego zachowania określać mianem donosicielstwa - kwituje Iwona Witek.
Osobiście uważam, że przesłanie policji filmu, na którym kierowca popełnia wykroczenie zagrażające zdrowiu czy życiu innych, to najtrafniejszy sposób postępowania, jaki w takim przypadku można przyjąć. Trąbienie czy błyskanie światłami zostanie zlekceważone, a pirat drogowy zapomni o całej sprawie po pokonaniu trzech kolejnych zakrętów.
- Nigdy nie wiemy, kto za kierownicą samochodu łamie przepisy – mówi psycholog transportu Sylwia Milewska. - Może to być osoba z depresją, która myśli o samobójstwie, albo osoba nadużywająca leków. Zdarza się, że przepisy nagminnie łamią osoby, które bezkrytycznie uznają swoje postępowanie za zasadne. Tacy ludzie nie wyrzekają się jazdy samochodem nawet wtedy, gdy na przykład pogarsza się ich wzrok. Przesłanie filmu policji, ukaranie kierowcy i ewentualne skierowanie na badania psychologiczne może doprowadzić do zdiagnozowania problemu zmotoryzowanego. To krok, który może uratować zdrowie, a nawet życie nagranej osoby – dodaje Sylwia Milewska.
Sam nie kręcę filmów z jazdy. Żałowałem jednak, że nie mam rejestratora, gdy stosunkowo młody kierowca w sportowym samochodzie pędził na złamanie karku ulicą w centrum miasta i z prędkością około 100 km/h wyprzedził samochód, który zatrzymał się, by przepuścić pieszego na dobrze oznakowanym przejściu. Mężczyzna w średnim wieku uniknął poważnych obrażeń lub śmierci tylko dlatego, że udało mu się uskoczyć. Gdyby był mniej sprawny fizycznie, nie doszedłby do domu. Kierowca nawet się nie zatrzymał.
Ukaranie mandatem lub czasowym zatrzymaniem prawa jazdy kierowcy, który dla zabawy czy z lekkomyślności naraża innych, to dobry sposób, by przekonać go do zmiany optyki postrzegania jazdy. Może część skłoni to również do nadrobienia braków w wiedzy na temat przepisów. Najważniejsze jest jednak to, że przesyłanie filmów na policję wprowadza nowe zasady gry. Ukarani możemy zostać nawet wtedy, gdy przy drodze nie stoi patrol policji ani fotoradar. W Szwajcarii na szacunek kierowców względem innych użytkowników dróg pracują zastępy ukrytych fotoradarów. Jeśli w Polsce tę rolę częściowo przejmą rejestratory jazdy, to zjawisku można tylko przyklasnąć.
Na policję tak, do internetu nie
Nagrywanie swoich podróży jest w Polsce w pełni legalne. Nie oznacza to jednak, że wideo można dowolnie wykorzystywać. Internet roi się od zapisów grzechów zmotoryzowanych. W znakomitej większości są one niezgodne z prawem.
Sprawy dotyczące nagrań z kamer samochodowych są rozpatrywane na podstawie przepisów o danych osobowych. Niezgodne z prawem jest więc opublikowanie filmu, na którym są widoczne numery rejestracyjne samochodu czy twarz kierowcy albo pasażerów. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy mamy zgodę sfilmowanych osób. To jednak się nie zdarza, bo do sieci trafiają zwykle nagrania sytuacji drastycznego łamania przepisów czy agresji drogowej. Publikacja bez zgody w celu napiętnowania innego kierowcy może skończyć się pozwem cywilnym.
W 2017 r. w Polsce kupiono ok. 300 tys. kamer rejestrujących jazdę, a ich popularność stale rośnie. Należy się spodziewać, że w następnych latach liczba filmów trafiających na policyjne skrzynki e-mailowe w całym kraju będzie rosła. Przyzwyczajmy się więc do myśli, że mandat za swoje wybryki możemy dostać nawet wtedy, gdy przy drodze nie stoi fotoradar, a "ścieżka jest czysta".