Skoda Yeti: na tropach guźca

Obraz
Źródło zdjęć: © moto.wp.pl

O ile zobaczenie guźca jest sprawą prostą - wystarczy włączyć telewizyjny program przyrodniczy i czekać na reportaż z Afryki - o tyle z Yeti problem przedstawia się znacznie poważniej. Nikt go nigdy nie widział, a jego wyobrażenie wykreowali naukowcy wespół z mediami. Na szczęście życie ułatwili nam czescy marketingowcy nazywając swojego jedynego crossovera Yeti. Udało nam się zatem wprowadzić plan zawarty w tytule w życie i wyruszyć w kierunku Czarnego Lądu.

Za cel obraliśmy Namibię, do której dotarliśmy drogą lotniczą w niecałe 20 godzin. Ponad 10 tysięcy kilometrów musiały przemierzyć także Skody z uwagi na brak oficjalnego przedstawicielstwa w powyższym kraju. Siedem pachnących świeżością crossoverów przypłynęło statkiem wprost z Niemiec i czekało na niełatwe wyzwanie. Dystans 1500 kilometrów po nieutwardzonych gruntach i niedostępnych dla zwykłych pojazdów szlakach, znikoma ilość dróg asfaltowych i ryzyko błyskawicznego uszkodzenia auta przez kamienie wyskakujące spod kół z dużą prędkością. Takie warunki wymusiły na organizatorach wprowadzenie kilku modyfikacji.

Zamontowano wytrzymałą płytę ochraniającą silnik i inne podzespoły narażone na kontakt z podłożem, a do bagażnika dachowego przytwierdzono koło zapasowe - w standardowej konfiguracji w bagażniku znajdziemy zestaw naprawczy. Dodatkowo w pojazdach pojawiły się CB-radia gwarantujące stałą łączność w zasięgu kilkunastu kilometrów. Ku naszemu zdziwieniu, reszta elementów pozostała seryjna. Nastawy zawieszenia, prześwit, czy chociażby filtr powietrza niczym nie różniły się od oryginału. Tak przygotowanymi samochodami ze 170-konnymi jednostkami wysokoprężnymi sprzężonymi z manualnymi skrzyniami biegów i napędem na obie osie, wyruszyliśmy w podróż ze stolicy Namibii, Widhoek do oddalonego o 230 km Rostock Ritz Desert Lodge.

W tym miejscu warto napisać kilka słów o warunkach panujących w tym państwie. Jest to kraj o powierzchni dwukrotnie większej od Niemiec i ludności w liczbie nieznacznie przekraczającej 2 miliony, co daje około 2 osób na kilometr kwadratowy. W tym
południowoafrykańskim państwie widać naleciałości innych kultur wynikające wprost z historycznych zawirowań. Namibia, a właściwie Niemiecka Afryka Południowo-Zachodnia, od 1884 roku stanowiła niemiecką kolonię, której pozostałości są do dziś widoczne gołym okiem. W większych ośrodkach miejskich, a jest ich jak na lekarstwo, wiele jest ulic, sklepów i innych przybytków nazwanych nazwiskami przodków Angeli Merkel. Po kilkudziesięciu latach terytorium zajęły wojska południowoafrykańskie, oddając finalnie terytorium mandatowe w ręce RPA.

Namibijczykom dopiero w 1990 udało się odzyskać niepodległość i od tego momentu podróżowanie po tych opustoszałych terenach stało się stosunkowo bezpieczne. Kolejny atut dla globtroterów stanowi aktualny język urzędowy - angielski. Co prawda nie posługują się nim wszyscy mieszkańcy, jednak w większości sklepów i każdym hotelu, bez trudu uzyskamy nić porozumienia i zaspokoimy wszelkie swoje potrzeby.

Obraz
© (fot. moto.wp.pl)

Wróćmy jednak do naszej wyprawy i klimatyzowanych samochodów, które okazały się skutecznym schronem przed kilkudziesięciometrowymi chmurami kurzu i temperaturą zawierającą się w ciągu dnia w przedziale 20-27 stopni. Pewnie wielu ta informacja zdziwi, ale w czerwcu południową Afrykę opanowała zima. Nikt tam co prawda o śniegu nie słyszał, tym niemniej w nocy mogą pojawić się nawet lokalne przymrozki. To wymarzona pora roku do zwiedzania Namibii. Słońce nie jest przesadnie agresywne, a bezchmurne niebo nie zmoczy nas kroplą deszczu. Są miejsca, gdzie od kilkunastu miesięcy nie słyszano o opadach atmosferycznych, ale są też takie, w których ludzie zaczynają go doświadczać coraz częściej. Wynika to ze zmieniających się uwarunkowań klimatycznych, przekładających się bezpośrednio na korzystne zmiany w miejscowej florze. Tereny pustynne porastają nieśmiało roślinnością, natomiast opustoszałe koryta
wyschniętych rzek wzbierają po brzegi i niosą przez setki kilometrów tony błota. Taka sytuacja zastała tubylców w lutym tego roku. Przez Namibię przechodziły ściany deszczu uniemożliwiając wręcz jazdę. Właśnie dlatego warto przemierzać wyludnione przestrzenie w towarzystwie przewodnika.

Obraz
© (fot. moto.wp.pl)
Obraz
© (fot. moto.wp.pl)

Przemierzanie wyludnionego obszaru utrudniało szybko zachodzące słońce. O 17.30 sawanny spowijał mrok, a poruszanie się w tumanach kurzu stawało się niezwykle trudne. Błyskawicznie zapadająca noc równie dynamicznie ustępowała miejsca porannemu brzaskowi. Skoro świt wyprawialiśmy się do kolejnych punktów noclegowych. Przejeżdżaliśmy przez rezerwaty i parki narodowe, w których mogliśmy zaobserwować największe na świecie zróżnicowanie w faunie. Dziesiątki gatunków ptaków, gepardy, żyrafy, hipopotamy, czy nosorożce, to tylko niektóre z atrakcji zapewnianych przez namibijskie płaskowyże. Oczywiście do specjalnie wydzielonych stref mogliśmy dostać się jedynie w towarzystwie pracownika parku i w odpowiednio przygotowanym do tego celu samochodzie. Roztaczający się tam krajobraz przypominał zoo. Z jedną różnicą. Zwierzęta w Afryce nie są trzymane w klatkach i stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo dla
nieodpowiedzialnych osób. Do najgroźniejszych należą hipopotamy. To właśnie one, a nie lwy zabijają najwięcej osób na Czarnym Lądzie w skali roku.

Dystans objazdowej wyprawy po bezdrożach Namibii przekroczył 1500 kilometrów. Delikatnie uterenowione Skody poruszały się po zdradliwych piaskach, bezkresnych szutrach i czasem po utwardzonych szlakach wylanych asfaltem. Do tego należy doliczyć przeprawę przez księżycową dolinę obfitującą w niespodzianki w postaci okazałych kamieni i na tym właściwie możemy zakończyć wyliczanie drogowych trudności.

Obraz
© (fot. moto.wp.pl)

Czeskie crossovery dzielnie znosiły wszelkie nierówności i potworne ilości kurzu. Poza pękniętą szybą, żadnemu z siedmiu egzemplarzy nic złego się nie przytrafiło. Kilkusetkilometrowe dzienne przebiegi nie męczyły, natomiast auta zapewniały godziwe warunki podróży. Zaskakująca okazała się monotonna jazda po sporych rozmiarów ubytkach w luźnej nawierzchni. Zawieszenie nie protestowało i nie ograniczało wygody nawet podczas większych prędkości przejazdowych. W bardziej wymagające tereny się nie
zapuszczaliśmy, gdyż żaden z przedstawicieli tego segmentu nie podołałby wyzwaniu. Niemniej jednak powinniśmy pogratulować Yeti wytrzymałości i stwierdzić, że auto zdało na piątkę egzamin z wyprawy po bezdrożach Namibii.

Piotr Mokwiński

tb/

Wybrane dla Ciebie

Wideo: Motorowerzysta "kaskader" uciekał przed policją. Miał kilka powodów
Wideo: Motorowerzysta "kaskader" uciekał przed policją. Miał kilka powodów
Odświeżony Barton B-Max już w sprzedaży. Użytkownicy docenią zmiany
Odświeżony Barton B-Max już w sprzedaży. Użytkownicy docenią zmiany
Kawasaki Z1100 na 2026 r. Jeszcze więcej emocji
Kawasaki Z1100 na 2026 r. Jeszcze więcej emocji
Ducati prezentuje nowe modele Diavel V4 RS i Multistrada V4 RS
Ducati prezentuje nowe modele Diavel V4 RS i Multistrada V4 RS
Pierwsza jazda: Suzuki GSX-8T i GSX-8TT - takich motocykli chcemy
Pierwsza jazda: Suzuki GSX-8T i GSX-8TT - takich motocykli chcemy
Voge DS800 Rally: Nowy motocykl adventure już w Polsce
Voge DS800 Rally: Nowy motocykl adventure już w Polsce
Baggery na MotoGP. Amerykańskie wyścigi stają się globalne
Baggery na MotoGP. Amerykańskie wyścigi stają się globalne
Wielki festiwal motocyklowy już niedługo. Kolejna edycja słynnej imprezy
Wielki festiwal motocyklowy już niedługo. Kolejna edycja słynnej imprezy
Test: Voge SR 1 ADV - SUV wśród 125 cm3
Test: Voge SR 1 ADV - SUV wśród 125 cm3
Test: Harley-Davidson Street Bob - kupujesz silnik, reszta jest w gratisie
Test: Harley-Davidson Street Bob - kupujesz silnik, reszta jest w gratisie
Test: Honda GB350S - prostota znów się sprawdziła
Test: Honda GB350S - prostota znów się sprawdziła
Konrad Dąbrowski gotowy na wyzwania Baja España Aragón 2025
Konrad Dąbrowski gotowy na wyzwania Baja España Aragón 2025