Skoda Yeti
Na tropach guźca
Jak najlepiej sprawdzić samochód o terenowych aspiracjach? Wybrać się na bezdroże. Tych nie brakuje w Namibii, gdzie testowaliśmy Skodę Yeti
Jak najlepiej sprawdzić samochód o terenowych aspiracjach? Wybrać się na bezdroże. Tych nie brakuje w Namibii, gdzie testowaliśmy Skodę Yeti. Jest to kraj o powierzchni dwukrotnie większej od Niemiec i ludności w liczbie nieznacznie przekraczającej 2 miliony, co daje około 2 osób na kilometr kwadratowy.
Już pierwsze kilkadziesiąt kilometrów za kierownicą Skody Yeti pokazały, że należy zmienić swoje europejskie przyzwyczajenia. W podróż wzięliśmy niezliczone ilości energetycznych napojów, wody mineralnej i suszonego mięsa. Jazda po szutrowych trasach nie jest bezpieczna. Odcinki między poszczególnymi miejscowościami pokonywaliśmy w ciągi kilku godzin. Kurz dostawał się wszędzie, a widoczność zmniejszała się drastycznie wraz ze zbliżaniem do poprzedzającego pojazdu. Do tego zachodziło niebezpieczeństwo trafienia dzikiego zwierzęcia i skutecznego unieruchomienia auta.
Przejeżdżaliśmy przez rezerwaty i parki narodowe, w których mogliśmy zaobserwować największe na świecie zróżnicowanie w faunie. Dziesiątki gatunków ptaków, gepardy, żyrafy, hipopotamy, czy nosorożce, to tylko niektóre z atrakcji zapewnianych przez namibijskie płaskowyże.
Dystans objazdowej wyprawy po bezdrożach Namibii przekroczył 1500 kilometrów. Delikatnie uterenowione Skody poruszały się po zdradliwych piaskach, bezkresnych szutrach i czasem po utwardzonych szlakach wylanych asfaltem. Do tego należy doliczyć przeprawę przez księżycową dolinę obfitującą w niespodzianki w postaci okazałych kamieni i na tym właściwie możemy zakończyć wyliczanie drogowych trudności. Czeskie crossovery dzielnie znosiły wszelkie nierówności i potworne ilości kurzu.