Škoda inwestuje w napędy 4x4. Nowy trend wśród klientów
Co czwarta Škoda Superb zakupiona w Polsce w tym roku wyposażona jest w napęd 4x4. Ponad 80 proc. dużych Kodiaqów opuszczających salony również posiada ten system. Škoda doskonale zdaje sobie sprawę z preferencji klientów, dlatego takie rozwiązanie pojawia się w kolejnych modelach. Postanowiliśmy przekonać się, jak taki układ 4x4 daje sobie radę w ciężkich warunkach.
By sprawdzić samochody czerpiące swe nazwy z zimnych krain (wszak Kodiaq to rodzaj niedźwiedzia z Alaski) udaliśmy się na północ. Dokładniej do Finlandii, za koło podbiegunowe, do miejscowości Levi leżącej w samym sercu Laponii. Właśnie w tym miejscu najniższa odnotowana temperatura to -51 stopni Celsjusza, a z drugiej strony to jeden z najlepszych i najbardziej obleganych kurortów narciarskich w Finlandii. Można więc połączyć przyjemne z pożytecznym. Przecież dalej na północ nie ma już nic.
Właśnie w Finlandii Škoda utrzymuje wiodącą pozycję rynkową w klasie samochodów z napędem 4x4. Taki układ znajdziemy w całej rodzinie Octavii (niezależnie czy to Scout, RS, kombi czy liftback), Superba (w każdym nadwoziu) oraz SUV-ach Kodiaqu i Karoqu. Trudno się dziwić, że kierowcy wolą tam mieć napęd 4x4. Drogi są oblodzone, opady śniegu potrafią zaskoczyć swoją obfitością, a temperatura na zewnątrz spadła wieczorem – choć ciemno jest przez większą część dnia – do -20 stopni Celsjusza. Nie powinno też dziwić, że najlepsi kierowcy rajdowi to Finowie.
Škoda nie jest nowicjuszem w technologii układów 4x4. Wspomnieć można pierwsze eksperymenty jeszcze z lat 30. ubiegłego wieku, lecz o wiele lepiej jest przytoczyć fakt, że pierwsza generacja Octavii Combi była już oferowana z takim przeniesieniem napędu od 1999 roku. Od tego momentu na drogi wyjechało ponad pół miliona Škód z 4x4.
Rozwiązanie wykorzystywane przez Czechów okazuje się kompaktowe oraz w miarę wydajne. Gdy poruszamy się w dobrych warunkach, na przednią oś trafia aż 96 proc. dostępnej mocy. Gdy sytuacja robi się trudniejsza, co wykryją czujniki, tylna oś zostaje dołączona dzięki elektrohydraulicznemu sprzęgłu wielopłytkowemu. Wówczas system decyduje o rozdziale mocy – nawet 90 proc. może trafić na tylne koła. Wszystko to bez jakiejkolwiek ingerencji kierowcy.
Rozwiązanie Škody pozwala nawet na przekazanie 85 proc. mocy na jedno koło, lecz wówczas do pomocy wykorzystywany jest system EDS, czyli elektronika przyhamowująca koło tracące przyczepność. Taki środek sprawdza się w autach pokroju Octavii Scout czy Karoqa, czyli takich, które jedynie delikatnie wskazują na chęć przygody w terenie. W innym przypadku, gdy zaczynamy specjalnie zrywać przyczepność, klocki hamulcowe czeka niezły wysiłek.
Co to oznacza zarówno dla przeciętnego kierowcy, jak i dla nas, czekających w autach na zamarzniętych bagnach centrum rajdowego Levi? System 4x4 w Octavii Scout, Karoqu czy Kodiaqu pozwala na stabilizację toru jazdy przy wyjściu z zakrętu, jak i lepszą przyczepność. Samochody trzymane w kagańcu elektroniki potulnie wchodzą w łuki starając się nie opuścić wskazanego kierunku. Przynajmniej do pewnej prędkości. Po wyłączeniu kontroli trakcji, czy też przełączeniu jej w tryb sport (w Škodzie!) pozwala na "złamanie" pojazdu w zakręcie i – choć to może zbyt ambitne – całkiem efektowne pokonanie łuku z gazem w podłodze.
Škoda Octavia Scout, Karoq oraz Kodiaq mogą być także wyposażone w program offroad, który dobiera ustawienia elektroniki w taki sposób, by zwiększyć możliwości, jakby nie patrzeć, cywilnego auta. Po jego aktywacji system ASR pozwala na większy poślizg kół, a EDS (czyli wspomniany wcześniej elektroniczny mechanizm różnicowy) staje się jeszcze bardziej wyczulony. Co więcej, jeśli będziemy zjeżdżać ze wzniesienia o nachyleniu zbocza większym niż 10 proc. samochód sam będzie utrzymywał niską prędkość. Nawet jeśli jakimś cudem będziemy toczyć się na biegu neutralnym.
Nie ma co ukrywać, że rozwiązania użyte w Škodach zaprojektowano dla wspomagania przyspieszania czy jazdy na luźnej nawierzchni. Nie poradzą sobie one z odwiecznymi prawami fizyki, więc nie dają nam nieśmiertelności (o dziwo tak często wiązanej z systemem 4x4) podczas hamowania czy zjazdu z góry. To nie kwestia marki, możliwości technologicznych czy też osiągnięć w motorsporcie. Niebezpieczna sytuacja to często po prostu wina kierowcy, który przecenił możliwości auta.
Nie można też zapomnieć o ograniczeniach ogumienia, które stanowi jedyne połączenie samochodu z nawierzchnią. Wielu kierowców zapomina o tym jak ważne są zimowe opony w mroźnych warunkach. Wtedy nawet najbardziej zaawansowany układ 4x4 nie będzie w stanie pomóc w podbramkowej sytuacji.