Polaku, pokaż co masz na liczniku. Ministerstwo Sprawiedliwości i służby mundurowe idą do walki z handlarzami
Od 3 miesięcy do 5 lat więzienia – taką karę za manipulację przy licznikach przewiduje projekt nowelizacji ustaw, którym zajmuje się Rada Ministrów. Dodatkowe uprawnienia dostanie też policja. Nie wszystkie przypadki oszustw uda się jednak wykryć.
Srogie kary
Rada Ministrów zajmuje się nowelizacją ustawy Prawo o ruchu drogowym oraz Kodeksu Karnego. Według założeń po zmianach nie tylko osoba "cofająca" wskazania licznika w samochodzie będzie zagrożona karą nawet 5 lat pozbawienia wolności. Identyczną karę otrzyma też właściciel zlecający taką usługę.
Nowelizacje są odpowiedzią na patologię panującą na polskim rynku samochodów używanych. Według badań zleconych przez Ministerstwo Cyfryzacji, po drogach porusza się 240 tys. pojazdów ze zmodyfikowanymi wskazaniami liczników.* Centralny Ośrodek Informatyki podchodzi bardziej realistycznie do sytuacji i wskazuje, że taka sytuacja może dotyczyć 20 proc. wszystkich pojazdów w Polsce, czyli ok. 5,5 mln samochodów i motocykli.*
Nowe prawa i obowiązki
By walczyć ze zjawiskiem modyfikacji wskazań przebiegu w samochodach osobowych, oprócz nowych obowiązków spadających na diagnostów (spisujących podczas przeglądu stan licznika), służby mundurowe otrzymają dodatkowe uprawnienia. Policja, Straż Graniczna, Służba Celno-Skarbowa, Inspekcja Transportu Drogowego jak i Żandarmeria Wojskowa będą mogły odnotować stan licznika w naszym samochodzie. Nawet jeśli będzie na lawecie i nie zostanie jeszcze zarejestrowany w kraju.
Ten element nowelizacji wydaje się być najbardziej dyskusyjny, bowiem nie do końca wiadomo, jak policjanci – czy przedstawiciele innych służb – mieliby sprawdzać przebiegi pojazdów przewożonych na dwupiętrowych lawetach, najczęściej bez kluczyków i czasem bez akumulatorów, a by odczytać wynik trzeba przecież uruchomić zapłon. Co więcej, Centralna Ewidencja Pojazdów obejmuje samochody zarejestrowane wyłącznie w Polsce, trzeba byłoby więc spisać długi numer VIN, wprowadzić do oddzielnej bazy i znacznie wydłużyć czas oczekiwania na granicy. Zwłaszcza, że do kraju w ciągu roku przyjeżdża w ten sposób blisko milion aut osobowych.
Czy to zda egzamin?
Przepisy wchodzące w życie od 1 stycznia 2019 roku nie wyeliminują problemu od razu. Baza CEPiK (i przebiegi polskich aut) aktualizowana jest od 2014 roku. Ponadto usługa internetowa uruchomiona przez Ministerstwo Infrastruktury – Historia Pojazdu – nie jest jeszcze wystarczająco kompletna i (jeszcze) nie spełnia swoich zadań w przypadku zapytań o auto z Niemiec. A to właśnie stamtąd najczęściej przyjeżdżają do nas używane auta. Nie zapominajmy też, że nowe auta pojawiają się na Stacji Kontroli Pojazdów dopiero po 3 latach od zakupu. Koszty aktualizacji systemu CEP wyceniane są na 615 tys. zł.
Polska późno dołącza do grona państw walczących z oszustwami przy sprzedaży aut. W Niemczech modyfikacja pomiarów zagrożona jest 5 latami pozbawienia wolności, w Austrii z kolei jest to "zaledwie" rok. We Francji dodatkowo przewiduje się grzywnę sięgającą nawet 37 500 euro. Pobyt w więzieniu czeka też na modyfikujących liczniki na Słowacji czy w Czechach. W niektórych państwach Europy licznik kontrolowany jest równiez podczas wizyty u mechanika.
Kolejnym etapem w walce z handlarzami sprzedającymi niesprawne auta jest postulat połączenia bazy Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego i usługą historii pojazdu. Wówczas każde uszkodzenie, które naprawiane będzie w ramach polis OC/AC, zostanie odnotowane w bazie. Na uruchomienie tej usługi przyjdzie nam jednak poczekać.