W wieku 21 lat nie potrzebuję willi, czy fury pieniędzy na koncie. Ważne, że robię co kocham. W dniu, w którym poczuję, iż jazda nie sprawia mi już przyjemności, przestanę startować – mówi Przeglądowi Sportowemu Robert Kubica, urodzony by się ścigać.
To było szaleństwo. Kubicę na Placu Teatralnym w Warszawie musiał odgradzać szpaler ochroniarzy, by tłum kibiców – żądnych wspólnych zdjęć i autografów –nie stratował wizytującego Polskę kierowcy BMW Sauber. Wizytującego, bo Kubica przyjechał tu ledwie na dobę. W niedzielę o 21.20 wyleciał z Okęcia na kolejne imprezy promocyjne. Już od piątku zacznie weekend Grand Prix na torze Monza.
„Panie prezydencie, czy mogę autograf?” – poprosił jeden z gapiów pełniącego obowiązki prezydenta Warszawy, Kazimierza Marcinkiewicza. „Nie, nie, dzisiaj autografy rozdaje Robert. O, tam...” – odpowiedział były premier. I rzeczywiście – gwiazdą dnia był Kubica. Dzięki Intel Corporation, największemu na świecie producentowi procesorów, który jest partnerem teamu F1 BMW Sauber, udało się nam przeprowadzić wywiad z naszym kierowcą.
Co tam słychać w wielkim świecie panie Robercie?
To znaczy gdzie? Przecież to Polska...
Pytamy o to, co zmieniło się w życiu 21-letniego chłopaka, od kiedy trafił do elitarnej Formuły 1?
W Formule 1 jestem już od roku. Oczywiście teraz, kiedy zacząłem startować w wyścigach, dobre parę milionów Polaków zaczęło się interesować tym sportem. Wiadomo przecież, że lepiej oglądać zawody, w których startuje rodak, a nie kibicować Hiszpanom, czy Niemcom... Ale naturalne jest też, że to zainteresowanie spadnie.