Fotoradary zamiast 100 mln zł miesięcznie zarabiają tylko kilka - ujawnia "Dziennik Gazeta Prawna". Władze powinny być zadowolone. W końcu oznacza to, że są skutecznym środkiem prewencyjnym.
Od początku roku fotoradary, rozstawione na polskich drogach, zarobiły niecałe 7 mln zł - dowiedział się "Dziennik Gazeta Prawna". Tymczasem minister finansów założył, że w tym roku za sprawą mandatów, wystawionych przez sprawującą nadzór nad tym systemem Inspekcję Transportu Drogowego, budżet państwa wzbogaci się o ponad 1,2 mld zł. Oznacza to, że miesięcznie z tego tytułu powinno spływać około 100 mln zł.
Zdaniem ekspertów nie ma już żadnych szans na realizację tego planu. I to pomimo rekordowych nakładów na rozbudowę sieci fotoradarów i jej obsługę. Poważne problemy z tego powodu może mieć przede wszystkim Generalna Inspekcja Transportu Drogowego, która w lipcu ub.r. przejęła od GDDKiA oraz policji sieć fotoradarów i obiecała podnieść ich wydajność.
Inspekcja tłumaczy, że dotychczasowe wpływy są na niskim poziomie, ponieważ system nie działa jeszcze optymalnie i wciąż jest w budowie. Zdaniem inspektorów, wpływy z fotoradarów w rzeczywistości są dużo większe, bo spora część mandatów nie została jeszcze wysłana kierowcom.
Czy jednak w prawidłowo działającym państwie urzędnik, zajmujący się nadzorem nad siecią fotoradarów, powinien się tłumaczyć z niskich wpływów? Przecież urządzenia te montowane są po to, by zniechęcić kierowców do łamania ograniczeń prędkości. Generowanie przez nie niewielkiej liczby mandatów świadczy więc o tym, że system jest skuteczny i zapewnia bezpieczeństwo pieszym oraz innym uczestnikom ruchu.
Słabe wyniki finansowe fotoradarów nie oznaczają jednak, że metalowe pudełka znikną z poboczy. Wręcz przeciwnie. Inspekcja Transportu Drogowego jest właśnie w trakcie zakupu trzystu nowych urządzeń tego typu. Będą one pracować przez całą dobę.
tb/mw/mw