Producenci aut zasypują nas mniej lub bardziej potrzebnymi elektronicznymi gadżetami, przekonując, że im ich więcej tym lepiej. Niektóre z nich faktycznie mają wpływ na bezpieczeństwo kierowcy. Wiele jest jednak głównie marketingowym haczykiem i prawie nigdy z nich nie korzystamy. Co zatem warto mieć, a co jest zbędne w nowym aucie?
ABS, ESP, ACS, TSC, EPB, ACC, tempomat, park assist, hill holder, system automatycznego hamowania - być może tak wkrótce wyglądać będzie opis auta na stronie dealera. Czy wypchane elektronicznymi systemami auta staną się standardem? I czy poruszanie się takim autem będzie rzeczywiście bezpieczniejsze i wygodniejsze? Producenci aut deklarują, że ich celem jest stworzenie superbezpiecznego, czyli bezwypadkowego samochodu, w którym coraz więcej decyzji w czasie jazdy podejmuje komputer, a nie kierowca.
- Nie ulega wątpliwości, że poprawa bezpieczeństwa na drogach jest bardzo ważna, jednak w praktyce wielu kierowców prawie nie korzysta z tych systemów, albo korzystając z nich nabiera złych nawyków - mówi Witold Rogowski, ekspert ogólnopolskiej sieci motoryzacyjnej ProfiAuto.pl.
Elektroniczny wyścig
Śledząc rozwój motoryzacyjnych trendów można też zadać sobie pytanie, czy poszukiwanie coraz bardziej zaawansowanych elektronicznych "wspomagaczy" prowadzenia auta, to wyścig do doskonałości, czy - przy okazji - do portfeli kierowców. Im bardziej skomplikowane urządzenia sterują funkcjami naszego samochodu, tym większa szansa, że któreś z nich zawiedzie. Przykład: spektakularna wpadka Volvo. Podczas prezentacji systemu automatycznego hamowania w Volvo S60 zorganizowanej dla dziennikarzy, samochód wbił się w przeszkodę, zamiast wyhamować przed nią.
* NAJWIĘKSZA WPADKA VOLVO - ZOBACZ FILM * Może się też zdarzyć, że system, który ma pomagać, ostatecznie uczy kierowcę złych nawyków. Na przykład zbytnie przyzwyczajenie się do korzystania z systemu ostrzegania o pojeździe w martwym polu może powodować, że część manewrów wykonywana jest "na ślepo", co w końcu doprowadzi do stłuczki. Podobnie używanie systemu do automatycznego parkowania park assist może spowodować, że przyzwyczajony do niego kierowca nie będzie umiał zaparkować autem, które tego systemu nie posiada. Rogowski radzi, by wybierając samochód nie kierować się liczbą "wspomagaczy", które producent wymienia w katalogu auta, ale tym, które z nich będą dla nas naprawdę przydatne.
Duża liczba elektronicznych gadżetów to często głównie atut marketingowy. Systemy ABS, czy ESP rzeczywiście zwiększają nasze bezpieczeństwo, ale czy koniecznie musimy mieć hill holder, żeby nie ruszać pod górkę, używając hamulca ręcznego? Albo czy naprawdę niezbędny jest nam, coraz popularniejszy system automatycznego włączania wycieraczek, który uruchamia się już przy kilku kroplach deszczu i nie chce wyłączyć wycieraczek, gdy szyba jest już sucha?
Zaawansowane systemy powodują też, że większość napraw aut w nie wyposażonych możemy wykonywać tylko w ASO. Niezależny serwis, który nie ma dostępu do nowinek producenta jest bezradny w momencie ich awarii. A te zdarzają się nader często - elektronika to najbardziej zawodny element nowego samochodu. Właśnie z powodu elektronicznych gadżetów najczęściej trafiamy do serwisu na kosztowną naprawę. Przykład: coraz bardziej popularny "elektryczny" hamulec awaryjny. Zmiana klocków hamulcowych przy takim systemie wymaga, by mechanik miał tester diagnostyczny, który spowoduje zwolnienie zacisków.
- Mamy więc dodatkowy kłopot, a zysk kierowcy jest minimalny, bo właściwie co to za problem zaciągnąć ręczny? - stwierdza Rogowski. - Podobnie sprawa się ma z automatycznie wyłączającymi się światłami drogowymi, które w założeniu są po to, by nie oślepiać kierowców nadjeżdżających z naprzeciwka. Trudno nie odnieść wrażenia, że to jedynie kolejny modny "gadżet", który może się nam zepsuć. Także system, który sam parkuje auto, bo kierowca nie potrafi jest moim zdaniem nieporozumieniem. Przykładem są znane powszechnie problemy jednego z producentów aut, którego modele lubią zbyt szybko wjechać w lukę co kończy się stłuczką, rozliczaną oczywiście z OC kierowcy, nie producenta auta.
Co oprócz ABS naprawdę przydałoby się w aucie? Z pewnością godne polecenia w polskich realiach drogowych są podgrzewane szyby. Gdyby producenci zadbali nie tylko o podgrzewanie przedniej, ale też bocznych szyb - skończyłby się niebezpieczny zimowy zwyczaj kierowców, którzy z braku czasu lub chęci wydrapują w szronie niewielki otwór i wyjeżdżają na ulicę z 10-procentową widocznością.
- Może któryś z producentów spróbowałby opracować system, który powodowałby, że nie dałoby się jeździć na zbyt zużytych oponach? Moim zdaniem to, a nie system parkowania, wiąże się z poprawą bezpieczeństwa na drogach – postuluje Witold Rogowski.
Producenci aut prześcigają się w elektronicznych rozwiązaniach, które mają usprawnić i zwiększyć nasze bezpieczeństwo podczas poruszania się pojazdami. Można powiedzieć, że motoryzacja zmierza do stworzenia samochodu, który będzie zarządzał swoim torem jazdy tak, byśmy coraz mniej musieli skupiać się na niebezpieczeństwach na drodze.
Równie ważne jest pojawienie się systemów, które strzegą nie tylko bezpiecznej odległości pomiędzy pojazdami i obrzeżami jezdni, ale też stanu fizycznego i psychicznego kierowców. Mierniki, które będą monitorować nie tylko poziom zmęczenia kierowcy, ale też czy nie jest pod wpływem alkoholu, narkotyków, a nawet tabletek zakłócających koncentrację - to wcale nie tak odległa przyszłość, jak mogłoby się wydawać.
sj/mw/mw