Przerost formy nad treścią... W ten właśnie sposób można określić większość SUV-ów. Gros samochodów tej klasy nigdy nie opuszcza obszarów miejskich, a ich posiadacze skarżą się na wysokie spalanie, trudności z parkowaniem oraz nienajlepsze walory jezdne na asfalcie.
Niestety dealer, który przy sprzedaży zachwalał samochód, zazwyczaj zapomniał dodać, że gdy coś jest do wszystkiego, zazwyczaj nie nadaje się do niczego.
Do chwili premiery Koleosa Renault nie miało w ofercie SUV-a z prawdziwego zdarzenia. Za jego namiastkę można było uznać Scenica w bojowo wyglądającej wersji Conquest. Postanowiliśmy sprawdzić, do czego nadaje się to auto...
Z zewnątrz Scenic Conquest prezentuje się znacznie bardziej męsko od pozostałych modeli z palety Renault. Nielakierowane fragmenty zderzaków i błotników nadają mu zadziornego i nieco topornego charakteru.
Imitacje płyt pod silnikiem i tylnym zderzakiem utwierdzają w przekonaniu, że to auto potrafi więcej od zwykłego Scenica. Obietnice producenta postanawiamy zweryfikować na poligonie...
Pełne nierówności drogi, sypki piasek i całkiem głębokie kałuże... Wszystkie przeszkody Scenic przemierza bez najmniejszych problemów. To zasługa zwiększonego o 20 milimetrów prześwitu oraz zimowych opon na kołach, których bieżnik dobrze radzi sobie z mało przyczepnymi nawierzchniami. Nawet przy dynamicznej jeździe po nierównej drodze zawieszenie Scenica nie dobijało, a podwozie nie ocierało o podłoże. Gdzie kończą się więc możliwości samochodów? Na niewielkich wzniesieniach, obnażających mały skok zawieszenia Conquesta i powodujących odrywanie się jednego z kół od nawierzchni.
Testowany samochód był napędzany przez silnik łączący sobie zalety jednostek wysokoprężnych i benzynowych. Niemożliwe? A jednak. Po wciśnięciu przycisku rozrusznika spokoju w kabinie nie zmąca żaden szum. Po przegazowaniu spod maski dobiega mało uciążliwy hałas, ale na nadwozie nie są przenoszone jakiekolwiek drgania. Czas ruszyć z miejsca. Drążek zmiany biegów pracuje z minimalnym oporem, a precyzja jest dobra mimo sporej długości dźwigni. Zaskakująco lekko pracuje także pedał sprzęgła. Nic dziwnego, że za kierownicami Sceniców często widujemy panie. Czy w testowanym aucie udało się znaleźć także coś dla panów? Z pewnością nie rozczaruje ich dynamika 2-litrowego motoru. 135-konny silnik wykazuje chęć do współpracy od najniższych obrotów, zaś od 2000 obr./min sprawne rozpędza auto na każdym z sześciu biegów. Trzymając silnik na wysokich obrotach można osiągnąć 100 km/h po 10,3 sekundy od startu, co oznacza, że większość
aut zostanie z tyłu.
Niestety niezwykle elastyczny i łagodnie pracujący silnik domaga się dużej ilości benzyny.
Po miejskich testach komputer informował o średnim spalaniu na poziomie 12,5 l/100 km. W trakcie jazd pozamiejskich udawało się uzyskać o połowę mniejsze wartości. Ani warkot, ani szumy nie przypominają o prędkości z jaką wysoka karoseria Scenica przecina powietrze. Tym bardziej zaskakujący bywa rzut oka na prędkościomierz, który naprawdę szybko pokazuje prędkości akceptowane wyłącznie na niemieckich autostradach...
W parze z możliwościami silnika nie idzie zestrojenie podwozia, które spełnia swoje zadanie wyłącznie przy jeździe pozbawionej agresji. Miękkie sprężyny i amortyzatory z niezbyt dużą siłą tłumienia mają jednak swoje zalety. Nawet nad największymi nierównościami Scenic przejeżdża bez histerii, podskakiwania, czy stuków dobiegających z podwozia. Do prób sportowej jazdy zniechęca także pozycja za płasko ustawioną kierownicą. Wysokie osadzenie foteli oraz odległość do przedniej szyby sprawia, że rodzinnemu Renault bliżej do typowego vana, niż auta kompaktowego. Zresztą nie trzeba być wytrawnym znawcą motoryzacji, żeby stwierdzić, iż stylistyka kokpitu wyraźnie nawiązuje do znacznie większego modelu Espace, a nie Megane, z którego wywodzi się Scenic.
Oczywistym cytatem z najpopularniejszego vana w Europie są ciekłokrystaliczne wskaźniki na środku deski rozdzielczej. Odpowiedni kontrast wyświetlacza oraz ukrycie go pod niewielkim daszkiem gwarantuje czytelność niezależną od kąta padania światła słonecznego. Na przyzwyczajenie się do konieczności spoglądania na środek deski rozdzielczej wystarczają natomiast dwa dni. Plus należy się również za menu w języku polskim, o czym pozostali producenci aut wciąż zapominają.
Poza elektronicznymi udogodnieniami Renault próbuje kusić klientów przesuwnymi fotelami, licznymi schowkami oraz wyposażeniem wpływającym na podniesienie bezpieczeństwa. Seryjnym wyposażeniem prezentowanego samochodu był komplet sześciu poduszek powietrznych, ABS z asystentem nagłego hamowania, kontrola trakcji oraz ESP, który można wyłączyć jedynie gdy prędkość nie przekracza 50 km/h.
Eksploatację pojazdu uprzyjemniała karta odryglowująca zamki po podejściu do samochodu oraz zwalniająca z konieczności przekręcania kluczyka w stacyjce. Na zatłoczonych parkingach szybko doceniliśmy obecność czujników w tylnym zderzaku, a nagrzewanie wnętrza ograniczały praktyczne rolety w drzwiach bocznych.
Renault Scenic Conquest z dwulitrowym silnikiem został wyceniony na 83 000 PLN. W chwili obecnej za trzy tysiące więcej można nabyć przednionapędowego Koleosa, który za sprawą większego prześwitu oraz inaczej zestrojonego zawieszenia lepiej poradzi sobie na bezdrożach. Za Scenikiem przemawia natomiast bardziej rasowy wygląd oraz większa przestronność kabiny i bagażnika, które nie musiały ustępować miejsca elementom przeniesienia napędu.
Osoby będące w stanie pogodzić się ze sporym spalaniem, miękkim zawieszeniem oraz specyficzną pozycją za kierownicą z pewnością będą zadowolone z eksploatacji dwulitrowego Scenica Conquest, który w mieście sprawdza się lepiej od tradycyjnych SUV-ów, a w terenie zabrnie całkiem daleko...
Łukasz Szewczyk