Rowerzysta: nie utrudniałem ruchu. Kierowca był innego zdania
Kolejny przykład drogowej agresji na polskich ulicach. Rowerzysta twierdzi, że trzymał się prawej strony drogi. Kierowca zarzuca mu blokowanie przejazdu.
Wszystko działo się na drodze jednokierunkowej z ograniczeniem do 30 km/h, a miejscami nawet do 20 km/h. Po przejechaniu kilkuset metrów rowerzysta usłyszał nadjeżdżające z tyłu auto. Był to niebieski seat na gdańskich rejestracjach. Kierowca po wyprzedzeniu nagle mocno zahamował przed rowerzystą i postanowił zablokować mu przejazd. Po krótkiej wymianie zdań kierowca ponownie zablokował przejazd rowerzyście, zarzucając mu jazdę środkiem drogi. Dodajmy, że w środku auta było małe dziecko. Po wszystkim odjechał.
Rowerzysta w opublikowanym filmie tłumaczy, że do środka drogi miał jeszcze daleko. Jednak po obejrzeniu można mieć pewne wątpliwości, czy autor mówi prawdę. Tłumaczy się tym, że miejscami była zła nawierzchnia drogi oraz zamierzał za chwilę skręcić w lewo. Rowerzysta obwinia kierowcę, że przy wyprzedzaniu nie utrzymał wymaganego jednego metra odstępu, zajechał dwukrotnie drogę oraz bezprawne otworzenie drzwi bez upewnienia się, czy nie zagrozi to innym uczestnikom ruchu. Sugeruje też, że kierowca powinien przejść badania sprawdzające, czy jest w stanie prowadzić pojazdy i twierdzi, że nie ma sobie nic do zarzucenia. A co wy o tym sądzicie?