Policjanci z Szamotuł chcieli pomóc kierowcy, którego auto wjechało do rowu. Mężczyzna otrzymał pomoc, choć nie taką o jaką mu chodziło; został zatrzymany za kierowanie po pijanemu i kradzież paliwa.
Jak poinformował we wtorek PAP Romuald Piecuch z biura prasowego wielkopolskiej policji, do zdarzenia doszło w Szamotułach. Osobowy Rover wpadł tam w poślizg i zjechał do przydrożnego rowu.
Kierowcy nic się nie stało, wysiadł z samochodu i poszedł na pobliską stację benzynową, by szukać pomocy. Tam zwrócił się do dwóch mężczyzn, którzy siedzieli w samochodzie. Zgodzili się podjechać z nim na miejsce kolizji, ale tam stwierdzili, że nie są w stanie wyciągnąć auta z rowu. Przy okazji wyczuli jednak od kierowcy feralnego Rovera zapach alkoholu - relacjonowała Piecuch.
- _ "Pomocnicy" okazali się patrolem policjantów w cywilu _ - dodała policjantka. Funkcjonariusze poprosili kierowcę o wyjaśnienie całej sytuacji. Dwudziestokilkuletni mieszkaniec Szamotuł tłumaczył, że auto nie jest jego, on nim nie kierował i nie ma z nim nic wspólnego. Został więc zatrzymany i przeszukany, znaleziono przy nim kluczyki od pojazdu.
Samochód trafił na policyjny parking, natomiast mężczyznę zbadano na zawartość alkoholu. Był pijany, miał 1,5 promila alkoholu w organizmie. Wkrótce okazało się też, że kierowca Rovera dokonał w ostatnim czasie kradzieży paliwa na jednej ze stacji w Szamotułach.
Zatrzymanemu mężczyźnie zarzucono kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwości oraz kradzież paliwa. Grozi mu do trzech lat więzienia. Był już notowany wcześniej przez policję.