| [
]( javascript:otworz('http://i.wp.pl/a/f/jpeg/12077/egzamin-prawo-jazdy-baaaac.jpeg',450,337) ) |
| --- | Choć Tamara Wojtyniak zdała państwowy egzamin na prawo jazdy kat. B w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Łodzi, to po kilku tygodniach zamiast uprawnień do kierowania otrzymała tajemnicze pismo z Urzędu Marszałkowskiego (organ nadzorujący pracę WORD). Dowiedziała się z niego, że zapis wideo z jej jazdy po mieście został obejrzany i egzamin zostaje unieważniony, bo... egzaminator kilkakrotnie się pomylił!
Urzędnicy dopatrzyli się m.in. tego, że egzamin trwał 34 minuty, a powinien 40. Ponadto wytykają, że nie przeprowadzono manewru nagłego hamowania - od prędkości co najmniej 50 km/h do zatrzymania w wyznaczonym miejscu.
- Zdębiałam, gdy przeczytałam decyzję urzędników - mówi Tamara Wojtyniak. - Przecież gdy wysiadałam z samochodu, egzamin miałam zaliczony. To nie ode mnie zależy, ile czasu jeżdżę po mieście ani jakie manewry wykonuję. O tym decyduje egzaminator.
Efekt jest taki, że pani Tamara ma ponownie przeżywać stres i próbować zdać. Urzędnicy „łaskawie” zadecydowali, że WORD ma zwrócić pieniądze za egzamin.
Jednak nie zapłacą za wykupienie przez kursantkę dodatkowych godzin jazdy, bo przecież od momentu zdania egzaminu (27 stycznia) minęło już kilka tygodni.
- Przepisy mówią wyraźnie, że jeśli egzamin został przeprowadzony nieprawidłowo, mamy prawo go unieważnić - mówi Jan Nowak, naczelnik w departamencie gospodarki Urzędu Marszałkowskiego. - Przyznam, że takie decyzje są rzadkością i w tym roku podjęliśmy ją po raz pierwszy.
Co z egzaminatorem, który popełnił błędy? Jak się dowiedzieliśmy, dyrektor WORD przeprowadzi z nim rozmowę mobilizującą i dyscyplinującą.
- Mam nadzieję, że tego rodzaju sytuacje nie będą się już więcej zdarzać - mówi Zbigniew Skowroński, dyrektor WORD.
Tymczasem pani Tamara przygotowała odwołanie od decyzji urzędników.
Autor: (tj)