Trwa ładowanie...
prawo jazdy
23-01-2009 14:56

Koszmar egzaminu na "prawko"

Koszmar egzaminu na "prawko"
dzj39do
dzj39do

| [

]( javascript:otworz('http://i.wp.pl/a/f/jpeg/12067/nauka-jazdy-baaa.jpeg',300,450) ) |
| --- | Egzaminatorzy z Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Łodzi dręczą kandydatów na kierowców. Zdobycie prawa jazdy graniczy z cudem - twierdzą ci, którzy zdawali egzamin.

Egzaminatorzy są złośliwi, niegrzeczni, zdających traktują jak tępych uczniaków, którym trzeba pokazać, gdzie ich miejsce. Fatalna opinia o łódzkim WORD jest powszechna wśród kandydatów na kierowców, a także instruktorów i właścicieli szkół jazdy.

dzj39do

Po pierwsze: nic nie umiesz

Zdaniem zdających, egzaminatorzy z góry zakładają, że kandydat jest nieprzygotowany, niedouczony albo źle wyszkolony (niepotrzebne skreślić). Mariola Jakubik ma za sobą dwie próby. Obie nieudane. Pierwszy raz oblała, bo miała kłopoty z budową samochodu. Do drugiej była już przygotowana perfekcyjnie, ale egzaminator zgasił ją jednym zdaniem.

- Miałam sprawdzić poziom oleju, więc zaczęłam, że bagnet trzeba..., ale już nie zdołałam dokończyć. Egzaminator od razu: Bagnet to jest na karabinie - opowiada Mariola Jakubik. - Powiedział to z taką złością, że aż mnie zatkało. I było po wszystkim. Ręce zaczęły mi się trząść, chciało mi się płakać. Wjechałam na pachołek na placu i nie zdałam. Na trzeci egzamin pojadę do Piotrkowa albo Sieradza. Wszystko jedno, byle nie tu.

Podobne wspomnienia ma Adam Wójcik, który oblał jazdę po mieście, startując spod siedziby WORD-u.. Daleko nie dotarł, na Wojska Polskiego egzaminator zwrócił mu uwagę, że... jedzie za szybko. Czyli wbrew przepisom.

- W mieście obowiązuje 50 kilometrów, a ja jechałem może 55. Nie patrzyłem na prędkościomierz, równie dobrze mogło być 52 albo 53. Dodał jeszcze komentarz w stylu "Kto pana uczył" - denerwuje się Wójcik.

dzj39do

To była jego pierwsza próba, czeka na poprawkę. Ćwiczy jazdę zgodną z przepisami, ale obawia się czy nie usłyszy dla odmiany, że jedzie za wolno. Na placu, też przez złośliwość albo - jak kto woli - czepliwość egzaminatora, nie zdała Małgosia (nie chciała podać nazwiska). Najpierw jadąc rękawem do tyłu... za często się oglądała. Powtórzyła manewr prawie bez oglądania i wjechała w słupek.

- Było do przewidzenia - kwituje Małgosia. - Raz, że uczyłam się inaczej. Dwa, że niepotrzebnie się zestresowałam. Opowiadałam to znajomym, pukali się w czoło. Co mi z tego, skoro to ja muszę tam iść jeszcze raz. Oby tylko raz...

Czwarty z rzędu oblany sprawdzian ma za sobą Julia Borkowska. Pechowo trafiła, bo akurat był atak zimy. Śnieg zasypał ulice, więc jechała, jak twierdzi "na nos".

dzj39do

- Nie wiem do dziś, jakim cudem egzaminator dostrzegł, że przejechałam ciągłą linię! - dziwi się Julia. - Ale nie było dyskusji, koniec sprawdzianu, do widzenia. Co ciekawe, czytałam później, że tego dnia zdało więcej ludzi niż zwykle...

Po drugie: umiesz, ale i tak oblejesz

Część kandydatów na kierowców, z którymi rozmawialiśmy, uważa, że zostali celowo i z premedytacją oblani. Bo egzaminatorzy tak długo szukali powodu, by powiedzieć "dziękuję, koniec egzaminu", aż znaleźli. Krzysztof Krawczyk twierdzi, że ofiarą takiego podejścia jest jego żona. Jechał za egzaminacyjną corsą z małżonką za kierownicą, więc wie co mówi. Sprawdzian trwał wyjątkowo długo, sama jazda aż godzinę i dziesięć minut (a powinna 40 minut).

- Żona radziła sobie dobrze, pokonała kilka wrednych skrzyżowań, ale czułem, że facet szuka powodu, by ją oblać - twierdzi pan Krzysztof. - I dopiął swego. Zadysponował parkowanie równoległe na ulicy Wschodniej w takiej ciasnocie, że doświadczony kierowca robiłby to na raty. Żona poprawiała aż trzy razy, co, jak wiadomo, jest wbrew regułom. I oblała.

dzj39do

To nie koniec. Pani Krawczyk żaliła się mężowi, że egzaminatorzy nie znają miasta i wydają niezrozumiałe dla zdających polecenia. Przykład? Zdający ma jechać w kierunku Warszawy. Problem w tym, że nie mówią mu, czy na Rawę Mazowiecką czy Łowicz.

- A to dwie różne trasy - irytuje się Krawczyk.

Ten zarzut akurat trudno będzie podważyć, bo poprzedni dyrektor WORD-u zatrudnił egzaminatorów spoza Łodzi - z Sieradza, Wałbrzycha, Jeleniej Góry.

dzj39do

| [

]( javascript:otworz('http://i.wp.pl/a/f/jpeg/12067/egzamin-prawo-jazdy-baaaa.jpeg',450,337) ) |
| --- | Bulwersującą historię opowiada 18-letni Radek. Zaliczył budowę samochodu, plac, wyjechał do miasta. Egzaminator prowadził go przez zatłoczone ulice (Pomorska, Narutowicza, Kilińskiego), po drodze kazał parkować prostopadle (zdaniem Radka łatwizna), a zaraz równolegle, ale już w dość ciasnym miejscu. Wreszcie wydał polecenie: "Wracamy".

dzj39do

Chłopak był pewien, że zdał, ale na ul. Smutnej, jakieś 200 metrów od siedziby WORD, egzaminator kazał zatrzymać auto. Zdumiony Radek usłyszał, że... jechał za blisko prawej strony jezdni. Ale egzaminator, który zastąpił go za kierownicą, jechał dokładnie tak samo!

- To co, przepisy są inne dla tych, którzy zdają i dla tych, którzy sprawdzają? - złości się Radek. - Trzasnąłem drzwiami i wysiadłem. Poniosło mnie, ale każdy na moim miejscu tak by zareagował.

Mianem "złodziejstwa" określa to, co się dzieje podczas egzaminów Ewa Pietrzak. Uważa, że WORD, oblewając ludzi po kilka razy, po prostu ich okrada.

- A jak inaczej to nazwać? Mój syn zaliczył za trzecim razem, ale jego dziewczyna już ma za sobą siedem prób - wścieka się pani Ewa. - A za każdy egzamin trzeba przecież zapłacić! Skąd na to brać?

Kiedy syn pani Pietrzak nie zaliczył pierwszej próby, nawet się ucieszyła. Bo, jej zdaniem, chłopakowi przydała się taka lekcja. Niech nie myśli, że wystarczy wyciągnąć rękę i wszystko dostanie zaraz, natychmiast.

Zaniepokoiła się nieco, kiedy oblał poprawkę. Ale po wysłuchaniu relacji syna uznała, że faktycznie zrobił błąd. Natomiast to, co przeżywa jego dziewczyna, nie mieści się w głowie.

- Nie pamiętam wszystkich powodów jej niepowodzeń, ale najbardziej kuriozalne były dwa: za szybko zmienia pas ruchu oraz za często wciska sprzęgło. Przecież to jawna kpina! - grzmi pani Pietrzak. - Napisałam już skargę, podczas następnego egzaminu tej biednej dziewczyny pojadę za nią z kamerą. To jedyny sposób, żeby udowodnić tym ludziom ich głupotę.

Zapowiada także, że będzie się domagać zwrotu pieniędzy za egzaminy, jeśli skarga zostanie uznana.

Po trzecie: ludzie umieją, ale...

Instruktorzy i szefowie szkół jazdy popierają zdających. Trzy tygodnie temu zaprotestowali nawet pod siedzibą WORD, bo nowy dyrektor ośrodka Zbigniew Skowroński, zarzucił im, że uczą na żenująco niskm poziomie. Dlatego ledwie co piąty przystępujący do sprawdzianu go zalicza. Zbigniew Popławski, szef znanej łódzkiej autoszkoły, uważa, że egzaminatorzy stosują wobec kandydatów na kierowców mobbing psychiczny. Dlatego, jego zdaniem, tak wiele osób go oblewa.

- Najprościej wszystko zwalić na nas. Tymczasem, jak wynika z opowieści zdających, egzaminatorzy nie są bez winy. Tylko nikt nie chce tego dostrzec - przekonuje Popławski.

Wyśrubowane normy, brak zdrowego rozsądku, wreszcie działanie jak dobrze zaprogramowany robot - tak WORD i jego ludzi ocenia Radosław Ślązak, szef szkoły jazdy. Nie zgadza się z opinią, że na egzamin idą kandydaci źle przygotowani. Zapewnia, że to byłoby dla szkół samobójstwem.

- Przecież od tego, jak uczymy, zależy, ilu mamy klientów. A z nich żyjemy - tłumaczy Ślązak.

Mieczysław Karbowańczyk, kolejny szef szkoły, zapowiedział wraz z kolegami, że zafunduje swoim kursantom autokar i zacznie ich wozić do Piotrkowa, Sieradza lub Skierniewic. Tam mają większe szanse zdać.

Nawet, jeśli im się nie uda, to na pewno nie nabawią się nerwicy. A to już coś.

Autor: Monika Pawlak |

|
| --- |

dzj39do
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dzj39do
Więcej tematów