Ograniczenia spowodowały wzrost liczby śmiertelnych wypadków. Władze miasta się nie wycofują
Można założyć, że utworzenie stref z ograniczeniami prędkości pozwoli zredukować liczbę wypadków. Tymczasem przykład brytyjskiego miasta pokazuje, że realia są zupełnie odwrotne. Co więcej, władze nie mają pieniędzy, by wycofać wprowadzone przepisy.
Pod koniec 2016 roku, samorząd terytorialny rejonu Bath and North East Somerset w Anglii wydał ponad 870 mln funtów (ponad 4 mld zł) na wprowadzenie 13 nowych stref z ograniczoną prędkością. Zamiast 30 mil na godzinę (ok. 48 km/h), kierowcy mogą tam rozwijać teraz 20 mil na godzinę (ok. 32 km/h). Wszystko by zwiększyć poziom bezpieczeństwa na drogach.
Pierwsze raporty wskazują, że 7 z nich nie tylko nie spełnia swojego zadania, ale przynosi zupełnie odwrotny rezultat. Statystyki wskazują na wzrost odsetek osób ciężko rannych lub nawet zabitych. Raport nie wyjaśnia dokładnie dlaczego nowe ograniczenia doprowadziły do takiej sytuacji. Istnieje podejrzenie, że kierowcy czuli się zbyt pewnie, przez co nie zachowywali szczególnej ostrożności.
Naturalnym ruchem w takim momencie byłaby rezygnacja z tych 7 stref. Niestety, to się nie stanie. Jak donosi dziennik "The Telegraph", władze miasta mówią, że nie mają pieniędzy na takie przedsięwzięcie. Nie będą jednak rozszerzać liczby miejsc z ograniczoną prędkością.