MOIA - startup Volkswagena, rozwiązanie problemów polskich miast i bat na Ubera
Startup MOIA należący do Grupy Volkswagena pokazał swojego pierwszego vana. Nie dajcie się jednak oszukać. Tu wcale nie chodzi o auto. W rzeczywistości MOIA pokazuje coś więcej. Coś, z czym idzie na wojnę z Uberem.
Sam pojazd to właściwie nic szczególnie odkrywczego. Dużo miejsca na nogi, pojedyncze miejsca siedzące, WiFi, porty USB do ładowania urządzeń mobilnych, indywidualne oświetlenie do czytania – gdyby to było sednem tej nowości, to moglibyśmy napisać – było, nudy. Sednem nie jest jednak pojazd. To, czym MOIA chce narobić zamieszania, to usługa.
Jesteśmy w środku wielkiej transformacji. Motoryzacja, której znaczącym elementem było posiadanie, przeobraża się w mobilność, czyli zestaw usług. Samochód jako prywatna ruchomość będzie, może nie dziś, może nie jutro, ale znacznie szybciej, niż sądzimy - luksusem. Zostaną auta sportowe, specjalistyczne, wyczynowe, służące w pewnym sensie rozrywce i eksponowaniu własnego statusu społecznego. Brzmi jak fantastyka naukowa? To przyszłość, która już się dzieje – spójrzcie na usługę Care by Volvo czy na Omni Škody.
Milion aut zniknie z ulic do 2025?
MOIA jest kolejnym krokiem. Komfortowy bus został przygotowany pod usługę, która ma zostać uruchomiona już w przyszłym roku. Na początek ruszy w Hamburgu w Niemczech. Na razie MOIA wystartuje z 200 egzemplarzami pojazdów. Docelowo liczba ta ma wzrosnąć do 1000. To jednak dopiero początek. Cel jest bardziej ambitny.
Startup ruszający spod skrzydeł Grupy Volkswagena za cel stawia sobie pozbycie się z miast w Europie i USA miliona samochodów do roku 2025. Tylko jak nowy samochód ma zastąpić inne samochody?
Zobacz wideo z Volkswagenem przyszłości:
Zamiast komunikacji miejskiej
MOIA odpowiada na potrzeby, których nie dostrzegają moim zdaniem między innymi władze Warszawy. Jestem stałym użytkownikiem komunikacji miejskiej od lat i za każdym razem gdy widzę, że w planach są kolejne obostrzenia dla zmotoryzowanych – zwęża się ulice, ogranicza się ruch w różnych miejscach, zastanawiam się – od kiedy długoterminowo lepiej działa metoda kija, niż marchewki?
Pozornie sprawa jest prosta – trzeba kierowców zachęcić do korzystania z komunikacji miejskiej. Tego typu hasła na nikim już nie robią wrażenia. Ostatecznie wszystko rozbija się o problem porównania samochodu z komunikacją zbiorową. Ta usługa oferuje większą wydajność, co jest dobre dla ogółu, ale dla jednostki nie ma żadnego znaczenia w zestawieniu z komfortem, jaki zapewnia auto. Na koniec pozostaje więc argument niższej ceny, który też nie wszystkich skłoni do rezygnacji z indywidualnego środka transportu na rzecz komunikacji zbiorowej. Ta w godzinach szczytu jest tak zatkana, że jazda niektórymi liniami bardziej przypomina transport bydła, niż transport publiczny w nowoczesnym mieście.
Hybryda Ubera i komunikacji miejskiej
MOIA może to zmienić. Usługa ma przypominać Ubera – busa będzie można zamówić przez aplikację. Pojazd przewiezie nas zgodnie z naszym życzeniem z punktu A do punktu B, ale zrobi to w sposób inteligentny. System ma grupować pasażerów zgodnie z ich potrzebami przewozowymi tak, by zoptymalizować trasę i uniknąć zbędnego kluczenia po mieście.
Tego typu transport ma same zalety. Jest pozbawiony wad samochodu – ma większą wydajność transportową, bo zabiera dużo osób na raz, zajmuje zatem mniej miejsca na drodze. Będzie też mniej kosztował. System MOIA jest także pozbawiony wad klasycznej komunikacji miejskiej – przewozi w komfortowych warunkach, nie trzeba na nią czekać, przesiadać się – wszystko wygodnie załatwimy przez aplikację, a na dodatek sam przejazd odbędzie się w komfortowych warunkach.
Busy MOIA będą naturalnie pojazdami elektrycznymi. Ich zasięg ma wynosić 300 km. 80 proc. z tego zasięgu będzie można odzyskać po 30 minutach ładowania. Na razie firma nie podała więcej danych technicznych. Wiadomo za to, że będą to busy kierowane przez ludzi, jednak bez wątpienia kolejnym krokiem w rozwoju mobilności staną się floty pojazdów autonomicznych.
Szkoda, że w Polsce program rozwoju elektromobilności jest tak zacofany i wciąż działa z myślą o budowie samochodu elektrycznego, a nie usługi. Może gdybyśmy spojrzeli szerzej, korki faktycznie miałyby szansę zniknąć z polskich miast. Samochód elektryczny wynaleziono już dawno temu, podobnie jak jego masową produkcję. Robimy więc na siłę coś, co już dawno przestało być innowacją, podczas gdy startup Volkswagena jest kilka kroków dalej w przyszłości i chyba właśnie znalazł rozwiązanie sporego problemu komunikacyjnego.