WP: Jak zareagował pan, kiedy dowiedział się o niedzielnym wypadku Roberta Kubicy?
To było dla mnie wielkie zaskoczenie i duży szok. Oczywiście nikt nie spodziewał się takiego wypadku. Wiedziałem, że Robert startował w rajdzie, bo znamy się i śledzę jego występy. Dla niego ten rajd był formą relaksu i zabawy. To, co się stało, bardzo mnie zaskoczyło. Byłem mocno wstrząśnięty.
WP: Zdjęcia i wizualizacje pokazujące, jak metalowa bariera przebiła samochód są przerażające. Czy w tej sytuacji można powiedzieć, że Robert Kubica i Jakub Gerber mieli szczęście w nieszczęściu?
Na pewno mieli pecha, że ta bariera wbiła się w samochód. Normalnie w takich sytuacjach samochód po prostu od bariery się odbija. Tak naprawdę ten wypadek powinien skończyć się tylko kilkoma siniakami, bez żadnych poważnych konsekwencji. Ale z drugiej strony, patrząc na rekonstrukcję tego, co się wydarzyło - bariera, która przecina samochód to jest coś niewyobrażalnego. W tej sytuacji faktycznie można powiedzieć, że jest to duże szczęście w nieszczęściu - że obrażenia fizyczne nie są jeszcze większe.
WP: Już w poniedziałek lekarze ocenili, że tempo, w jakim Robert wraca do zdrowia jest nadzwyczajne. We wtorek jego stan określili jako "dobry".
To świadczy o tym, że Robert jest mocny i że na pewno ma bardzo mocną psychikę. Przede wszystkim jest wyczynowym sportowcem, a organizm wyczynowego sportowca wielokrotnie jest narażany na różnego rodzaju urazy. Regeneruje się dużo szybciej niż organizm przeciętnego człowieka. Także liczę na to, że lekarze będą zaskoczeni, jak szybko Robert będzie wracał do zdrowia.
WP: Niektórzy mówią, że Robert Kubica jako kierowca F1 nie powinien startować w rajdach samochodowych. Jak pan zachowałbym się na jego miejscu?
Jeżeli tylko Robert nie miał od swojego zespołu zakazu na starty w rajdach - a na pewno takiego zakazu nie miał - to ja mu się nie dziwię. Osobiście też bym wykorzystywał taką szansę i też bym startował. Ciężko zabronić mu startu w rajdach samochodowych, które tak bardzo kocha i które są dla niego ogromną pasją. Robert podkreślał to odkąd pamiętam. Formuła 1 to jego zawód, a rajdy to jego pasja. Jako kierowca F1 potrzebuje naprawdę dużo adrenaliny. Jak widać, ta adrenalina potrzebna jest mu również w czasie teoretycznie dla niego wolnym.
WP: Zgodzi się pan chyba jednak, że rajdy samochodowe są groźniejszą i bardziej niebezpieczną dyscypliną niż F1?
Nie chciałbym bezpośrednio porównywać, która dyscyplina jest bardziej niebezpieczna. Obydwie nie należą do bezpiecznych, ale mimo wszystko rajdy samochodowe odbywają się w zupełnie innym środowisku niż wyścigi Formuły 1. Myślę tutaj nie tylko o samochodzie, ale też o otoczeniu. F1 rozgrywana jest na torach, które są do tego doskonale przygotowane. Są otoczone barierami, które amortyzują wszelkie uderzenia, a także piachem i żwirem, które pozwalają wytracić prędkość. W rajdzie samochodowym zawsze startujemy na drodze, która jest zamknięta na czas odcinka specjalnego, ale na co dzień służy jako normalna droga do poruszania się wszystkich innych samochodów. Jak wiadomo, takie drogi to dużo różnych niespodzianek. Dużą trudnością rajdów w stosunku do wyścigów jest również ich nieprzewidywalność i ciągle zmieniające się warunki.
WP: Robert Kubica rozbił się Skodą Fabią S2000. Pan miał okazję jeździć tym samochodem. Z tego, co wiem pojawiały się duże problemy z wyprowadzaniem go z poślizgu.
Tak, to prawda. Jeździłem dokładnie tym samym samochodem, którym Robert startował i w którym miał ten nieszczęśliwy wypadek. Znam ten samochód od podszewki. Rzeczywiście zachowuje się on bardzo nerwowo i wszyscy kierowcy, którzy nim kiedyś startowali, wiedzą, jak ciężko go prowadzić. Zdają sobie sprawę z tego, jak wiele potrzeba czasu, żeby doskonale go poczuć i żeby nie dawać się zaskakiwać. Ten samochód jest dość krótki, łatwo wpada w poślizg i ciężko go z tego poślizgu wyprowadzić.
WP: We wcześniejszych rajdach Robert Kubica jeździł wyłącznie samochodami Renault Clio z napędem na przednią oś, podczas gdy Fabia S2000 to auto czteronapędowe. Myśli pan, że nieznajomość tego samochodu przez Roberta można uznać za jedną z przyczyn tego wypadku?
Zdecydowanie tak. Robert wsiadał do zupełnie nowego dla siebie samochodu, którego jeszcze nie znał. Nie wiedział jeszcze na ile może sobie pozwolić, a sam samochód daje złudne poczucie bezpieczeństwa. Wydaje się, że jest przyklejony do drogi, aż w pewnym momencie niespodziewanie traci przyczepność i bardzo nerwowo ślizga się tyłem. Gdyby Robert miał okazję więcej pojeździć tym samochodem, gdyby mógł go lepiej poznać, to może wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale oczywiście w tej chwili nie możemy zakładać, że właśnie to było główną przyczyną wypadku. Na pewno łatwiej jest zapobiegać tego typu sytuacjom w momencie, kiedy auto zna się dobrze.
WP: *Mówi się, że przyczyną wypadku była mokra droga. To ona miała sprawić, że samochód był trudny do opanowania. *
Jak jest mokro, to jest też bardziej ślisko. Trzeba wtedy odpowiednio dopasować swoją prędkość i styl jazdy do panujących warunków. Było ślisko, ale Robert jest doświadczonym kierowcą wyścigowym i rajdowym. Oglądając jego poczynania na trasach rajdów widziałem go w akcji również na mokrej nawierzchni i wiem, że doskonale sobie na niej radzi. Myślę więc, że akurat to, że padało i było ślisko nie było dla niego jakąś dodatkową trudnością.
WP: Wielu kierowcom F1 i rajdów samochodowych po ciężkich wypadkach udaje się jednak wrócić do uprawiania sportu i osiągać kolejne sukcesy.
Jestem przekonany, że podobnie będzie z Robertem Kubicą. Jeżeli tylko zdrowie i kondycja fizyczna mu na to pozwolą, to Robert na pewno wsiądzie do swojego bolidu i znowu będzie chciał pokazać, że potrafi wygrywać. Już wielokrotnie pokazywał, że ma bardzo mocny charakter. Było tak chociażby po wypadku w Montrealu. Rok później wrócił dokładnie ten sam tor i wygrał wyścig. Nie mam wątpliwości, że sportowiec tego kalibru będzie chciał wrócić i pokazać światu i sobie, że potrafi dalej wygrywać.
WP: W swojej karierze pan oczywiście również miał wypadki samochodowe. Po którym z nich pana obrażenia były najpoważniejsze?
Do tych najtrudniejszych chwil w karierze nie chce się wracać. Jest taka zasada, żeby o tym nie myśleć. To, co było, to było. Myślimy tylko o tym, co jest przed nami. Ale taki groźny wypadek, który mi się przytrafił, miał miejsce w Jordanii w zeszłym roku. Wypadłem z drogi, spadłem w przepaść i rozbiłem samochód. Wyglądało to bardzo poważnie, bo odbywało się przy prędkości 140 km/h. Razem z moim pilotem Maćkiem Szczepaniakiem nie mogliśmy wysiąść z samochodu. Jakimś cudem udało nam się z niego wyczołgać. Co ważne, dosłownie po kilku minutach lądował helikopter z pomocą medyczną. Po 15-20 minutach byliśmy już w szpitalu - poddani profesjonalnej opiece medycznej. Gdybyśmy musieli czekać na pomoc dłużej, to moja rekonwalescencja na pewno też byłaby dłuższa. A tak, już po sześciu tygodniach z powrotem siedziałem w samochodzie rajdowym i startowałem w zawodach.
WP: Którzy z zawodników, wracających do rajdów po groźnych wypadkach, zrobili na panu największe wrażenie?
Ktoś, kto od razu przychodzi mi na myśl, to chociażby Petter Solberg, który w swojej karierze miał kilka poważnych wypadków - m.in. podczas Rajdu Niemiec w 2004 roku, kiedy poważnie rozbił swoje Subaru. Po tym bardzo groźnie wyglądającym wypadku wrócił do rajdów i dalej był szybki. Innym sportowcem, którego bym wyróżnił jest Jari-Matti Latvala. W 2009 roku podczas Rajdu Portugalii bardzo poważnie rozbił swojego Forda Focusa. Miał siedemnaście tzw. rolek, ale wrócił jeszcze w tym samym sezonie. I nadal jeździł szybko. Kierowcy wyczynowi potrafią szybko otrząsać się z tego typu sytuacji.
Rozmawiał Michał Bugno, Wirtualna Polska