Pierwszy śnieg spadł. Co prawda szybko się rozpuścił, ale możemy otrąbić rozpoczęcie jesienno-zimowych ślizgawek i jazdy w warunkach, które są zdecydowanie trudniejsze. Co najmniej kilka nawyków z minionego lata i jesieni musisz zmienić, by bezpiecznie dojechać do wiosny.
Żeby wszystko miało sens, trzeba zacząć od podstaw. A podstawą jest zmiana opon na zimowe. O ile jeszcze kilka lat temu lekceważyliśmy ten temat uznając, że skoro na oponach całorocznych dawali radę jeździć nasi rodzice, to i my możemy, o tyle teraz Polacy wzięli sobie do serca, że jest to konieczność. Uwierzyliśmy badaniom, które nie pozostawiają wątpliwości: droga hamowania z oponami zimowymi skraca się radykalnie. Łatwiej się manewruje samochodem i ma się nad nim zdecydowanie większą kontrolę, jeśli gumy są dostosowane do temperatury. Zatem zmiana opon to rzecz oczywista.
Druga sprawa to – jak podpowiadają eksperci – zadbanie o stan techniczny auta. Nawet nie chodzi o to, by „wjeżdżać w zimę” samochodem idealnie sprawdzonym (choć to najlepsze rozwiązanie), ale by zatroszczyć się o drobiazgi. Zwłaszcza starsze egzemplarze powinny mieć sprawne pióra wycieraczek. Brudna szyba, jak wskazują badania, wywołuje zmęczenie oczu (a w konsekwencji organizmu) na dłuższych trasach. Pogarsza też znacząco czas reakcji. O ile w Niemczech kierowcy wymieniają pióra średnio dwa razy na trzy lata, o tyle w Polsce wciąż oszczędzamy i pióra wycieraczek zmieniamy raz na... 6 lat.
Na światłach musimy jeździć przez cały rok. Bez względu na porę roku i dnia. Jednak latem noc trwa krócej, więc częściej jeździmy w świetle dnia, a poza tym widoczni jesteśmy znacznie lepiej niż jesienią i zimą. Sprawne światła są więc podstawą właśnie jesienią i zimą. Nie chodzi przy tym o to, że sprawne oznacza nowoczesne, ale o to, by światła były czyste. Zwłaszcza wieczorna jazda wymaga dobrego oświetlenia drogi. Prosta czynność regularnego czyszczenia kloszy i wymiana żarówek na nowe może oszczędzić kłopotów. Na okres jesienno-zimowy warto rozważyć zakup żarówek dających więcej światła - o ile ich cena jest rozsądna. Co prawda charakteryzują się one wyraźnie krótszą żywotnością niż w przypadku standardowych elementów, ale pozwalają lepiej doświetlić drogę. Wiosną znów przyjdzie czas na zwykłe żarówki.
Kolejna rzecz to pasy. Drobiazg, na który nikt nie zwraca uwagi latem, a jesienią i zimą nabiera on znaczenia. W ciepłe miesiące pasy przylegają do ciała tak, jak powinny, bo mamy na sobie jedną, maksymalnie dwie warstwy ubrania. Zimą, kiedy jedziemy w ciepłej kurtce, pasy zaczynają przeszkadzać. Nie dotykają ciała, a jedynie grubej warstwy odzieży, przez co ich działanie w ekstremalnej sytuacji nie jest takie, jak powinno. Eksperci polecają, by zimą dociskać pasy do kurtek zdecydowanie dokładniej, a w długich trasach po prostu zdejmować grubą odzież.
Wreszcie sama jazda. Latem nie przejmujemy się drogą tak bardzo, bo nawet w dłuższej trasie jest ona identyczna. Bez względu na to, czy jest słońce, czy deszcz. Tymczasem zimą mamy do czynienia z ciągłymi zmianami. Fragmenty drogi mogą być mokre, po kilku kilometrach oblodzone, po kolejnych kilku zaśnieżone. Newralgiczne są wyjazdy z lasów i wjazdy do nich. Droga, która była mokra staje się nagle śliska i odwrotnie. Przyczepność jest inna na kolejnych fragmentach tej samej, nawet niezbyt długiej trasy. Eksperci polecają „testowanie” drogi na kolejnych jej odcinkach, a więc przyhamowywanie i sprawdzanie przyczepności - oczywiście na prostej.
mk/tb/tb