Większość Polaków może sobie pozwolić jedynie na używany samochód. Niestety rynek wtórny pełen jest nieuczciwych ofert. Jak sprawdzić, czy egzemplarz, którym się interesujemy, wart jest swojej ceny?
Pierwszym parametrem, przychodzącym do głowy potencjalnym kupcom, jest zazwyczaj stan licznika. Co zrozumiałe, im jest on niższy, tym droższe okazuje się auto. Ślepa wiara we wskazanie tego podzespołu to jednak duży błąd. Z tak zwanej korekty stanu licznika uczyniono w Polsce świetnie prosperującą gałąź warsztatowego biznesu i nie brakuje specjalistów, którzy - pracując z laptopem, nie zaś tradycyjną wiertarką - nawet w najnowocześniejszych autach potrafią zatrzeć ślady swojej ingerencji. W niektórych przypadkach oszustwo utrudnia rządowa strona historiapojazdu.gov.pl. Dzięki niej, wpisując podstawowe dane z dowodu rejestracyjnego samochodu, możemy zapoznać się z liczbą jego wcześniejszych posiadaczy, wyposażeniem, a także przebiegiem spisywanym podczas corocznych badań technicznych. Nie jest to jednak sposób idealny. Baza ta dopiero raczkuje, więc nie można się spodziewać kompletnej historii każdego auta.
Niezwykle ważne są dokładne oględziny samochodu, którego kupno rozważamy. Rzucenie okiem na błyszczący lakier to zdecydowanie za mało. Auto warto sprawdzić urządzeniem określającym grubość powłoki lakierniczej. Tanie mierniki nie zawsze się jednak sprawdzą, a dobre, pokazujące na wyświetlaczu dokładną grubość farby, są dość drogie. Dobrym pomysłem jest również wnikliwe obejrzenie wnętrza. Jeśli nie budzi ono naszych wątpliwości - np. w postaci zużycia niewspółmiernego do deklarowanego przebiegu, nieprzyjemnego zapachu maskowanego dużą liczbą „choinek” czy złego spasowania elementów, sugerującego, że deska rozdzielcza była rozbierana - warto udać się do zaufanego mechanika. Część napraw jest w stanie poznać tylko fachowiec. Przy okazji warto wykonać diagnostykę pojazdu, by określić wysokość wydatków, które czekają przyszłego właściciela. Zużyte amortyzatory, hamulce czy sprzęgło to mocne argumenty w dyskusji na temat obniżenia ceny zakupu.
Triki sprzedających samochody, jak na przykład posypywanie miejsc w komorze silnika poddanych naprawom blacharsko-lakierniczym zawartością z worka wyjętego z odkurzacza, potrafią zaskakiwać. Dlatego nie warto ufać swoim oczom. Pierwsze wrażenie często może okazać się złym doradcą.
tb, moto.wp.pl