- Oczywiście rajdy są dużo bardziej niebezpieczne niż Formuła 1. Ale nie okradajmy ludzi z wszystkiego. Dajmy temu Robertowi żyć. Chciał, kocha te rajdy. Sam podkreślał, że po zakończeniu kariery F1, chciałby w nich jeździć. To jego wola i jego wybór - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską wybitny polski kierowca rajdowy Krzysztof Hołowczyc.
WP: Jak zareagował pan w momencie, kiedy pojawiły się pierwsze informacje o wypadku Roberta Kubicy we włoskim rajdzie Ronde di Andora?
Na początku nie wiedziałem, jak poważny to wypadek. Pomyślałem sobie: taki jest sport. Nieraz człowiek wypadał i był za drogą. Na początku były informacje, że Robert miał uszkodzoną rękę. Jakub Gerber potwierdzał, że Robert został zabrany helikopterem do szpitala, ale był przytomny. Nie czuło się jeszcze powagi tej sytuacji. Ale przyznam się szczerze, że jak zaczęły spadać coraz bardziej precyzyjne informacje, to moje przerażenie rosło. Miałem świadomość z czym to się wiąże.
WP: Przerażenie rosło pewnie wraz z kolejnymi informacjami, które mówiły, że konieczna może być nawet amputacja dłoni. Na szczęście okazało się to nieprawdą.
Znam medialne rozwoje wypadków, gdzie często powtarza się, że coś brzmi groźnie. Dlatego na początku czekałem na oficjalny komunikat chirurgów ortopedów. Przyznam jednak, że z godziny na godzinę złych wieści o stanie Roberta było coraz więcej. To było ciężkie dla nas wszystkich. Aczkolwiek, wie pan, nie pierwszy i nie ostatni raz ktoś ma wypadek w sportach motorowych i niestety idzie do szpitala. Może jest w tym trochę metafizyki, ale wierzę, że jeżeli wszyscy będziemy dobrze myśleli i będziemy wszyscy chcieli, żeby Robert jak najszybciej stanął na starcie, to ta energia będzie do niego docierała. Żeby te strzępy informacji, które gdzieś krążą wokół niego, były pozytywne. Niech wie, że cała Polska trzyma za niego kciuki i wszyscy byśmy chcieli, żeby jak najszybciej stanął na starcie następnego wyścigu. Niestety, realia pokazują, że szybko się to nie stanie.
WP: Świadkowie wypadku Roberta Kubicy twierdzą, że akcja ratunkowa polskiego kierowcy trwała od 60 do 90 minut. To bardzo długo.
Trudno mi się do tego odnosić, bo nie wiem, jak bardzo był zakleszczony. I jak ci, którzy przyjechali, potrafili sobie z tym poradzić. Umówmy się, że jest to dość specjalistyczna robota – wycinać kogoś z samochodu, szczególnie rajdowego. To nie jest zwyczajny samochód, w którym można szybko obciąć dach. Konstrukcja rur bezpieczeństwa jest dość mocna i maszyny nie tak łatwo je tną. Aczkolwiek wydaje mi się, że dobry specjalistyczny sprzęt na pewno by sobie z tym poradził trochę szybciej. Ale nie mnie to oceniać. Naprawdę za mało mam danych, żeby się odważyć na taką ocenę. Z tego, co słyszałem, nawet zespół Roberta, wyścigowy zespół Lotus Renault bardzo chwalił ortopedów chirurgów, podkreślając że wszyscy dali z siebie wszystko, żeby Robert był jak najlepiej poskładany.
WP: *Niektórzy mówią, że Robert Kubica jako kierowca F1 nie powinien startować w rajdach samochodowych. Z tego, co wiem, pan nie zgadza się z tymi opiniami. *
Można człowiekowi zabrać wszystko i powiedzieć – nie rób tego, nie rób tamtego. Tymczasem Robertowi udało się to uzgodnić z zespołem. To nie było tak, że on to robił gdzieś po cichu, bez zgody i łamał warunki umowy. Miał zapisane w kontrakcie, że można startować. Oczywiście podejmował ryzyko. Wszyscy sobie zdają sprawę, że start w rajdach samochodowych niesie ze sobą ryzyko, ale powiedzmy sobie szczerze – w sporcie, który uprawia zawodowo, Formule 1 też jest duże ryzyko i też może wydarzyć się coś niedobrego.
WP: To niebezpieczeństwo w rajdach samochodowych wydaje się jednak większe. To sport znacznie bardziej nieprzewidywalny. Poza tym trasy nie mają takich zabezpieczeń jak w Formule 1.
- Oczywiście, że jak zaczniemy porównywać zabezpieczenia, czy to, jak zbudowane są tory, to rajdy są dużo bardziej niebezpieczne. Mimo mniejszych prędkości. Ale nie okradajmy też ludzi z wszystkiego. Dajmy temu Robertowi też żyć. Chciał, kocha te rajdy. Sam podkreślał, że po zakończeniu kariery F1, chciałby jeździć w rajdach. To jego wola i jego wybór. Nie oceniajmy tego.
WP: Świetne informacje z Włoch przekazał menedżer Roberta Kubicy, Daniele Morelli. Jak mówi, zdaniem specjalistów, którzy zajmowali się Polakiem po wypadku, tempo w jakim wraca do zdrowia określić można jako nadzwyczajne.
Ja też puszczałem takie sygnały, bo wiem, co się dzieje ze sportowcem, kiedy zaczyna wracać, kiedy zaczyna odzyskiwać przytomność. Chce się jak najszybciej, jak najlepiej rehabilitować. Czasami jeszcze leży w łóżku, a już jakieś mięśnie napina, już poszukuje w swoim organizmie tej energii. Wierzę, że Robert ją bardzo szybko znajdzie i wróci do sportu szybciej niż nam się wydaje. Marzę o tym i chciałbym, żeby tak było.
WP: Czy pana zdaniem pacjent po tak poważnym wypadku powinien korzystać z pomocy psychologa?
To jest indywidualna kwestia. Są sportowcy, którzy cały czas korzystają z pomocy psychologa i jakby dobrze im to służy. Przyznam się szczerze, że nie znam szczegółów, czy Robert korzysta z takiej pomocy, czy nie. Zresztą, sportowcy niechętnie o tym mówią. Ale to jest indywidualna sprawa. Są twarde egzemplarze. Myślę, że Robert do nich należy, żadna trauma tam nie zostanie i będzie gotowy do następnego startu. Nie pierwszy i nie ostatni raz pewnie wypada się z drogi. Choć trzeba przyznać – mówiąc naszym slangiem - teraz bardzo bolało.
WP: Wypadki są nieodłączną częścią F1 i rajdów samochodowych. Wielu sportowcom udaje się jednak wrócić po poważnych kontuzjach i osiągać kolejne sukcesy. Tak było np. z Michaelem Schumacherem, który w 1999 roku złamał nogę, a rok później zdobył mistrzostwo świata. Po wypadkach wracali też z powodzeniem Australijczyk Mark Webber i Brazylijczyk Felipe Massa. Myśli pan, że podobnie będzie z Kubicą?
Niewiele mogę zrobić, ale bardzo chciałbym żeby Robert wrócił i pokazał wszystkim, że jest sprawny. Bo to jest taka dodatkowa motywacja. Jemu akurat nie brakuje motywacji, ale myślę, że będzie chciał pokazać wszystkim, że się nadaje. Szkoda tylko tego upływającego czasu, bo jednak w F1 każdy miesiąc nieobecności to kolejne stracone wyścigi. Świetnie, że pokazał pan te przykłady Schumachera, Webbera i Massy. To argument dla tych, którzy twierdzą, że to już koniec i że Robert nie da rady. Dla tych, którzy pytają, po co to robił i mówią, że to był błąd. Niech wróci i pokaże tym wszystkim niedowiarkom, że się mylą. I znów będziemy z niego dumni.
Rozmawiał Michał Bugno, Wirtualna Polska