Samochód tani w eksploatacji? Jeszcze do niedawna większość zmotoryzowanych odpowiedziałaby: z silnikiem Diesla. Dziś tak myślących osób jest coraz mniej. I nic w tym dziwnego. Ze względu na przepisy konstrukcje takich aut mocno się zmieniły i potrafią generować ogromne koszty - szczególnie dla kolejnych jego posiadaczy.
Początek lat dziewięćdziesiątych to eksplozja zainteresowania samochodami osobowymi z silnikami Diesla. Pojawienie się doładowanych jednostek o nieznanej wcześniej kulturze pracy i parametrach, które jeszcze kilkanaście lat wcześniej byłyby nie do pomyślenia, osiąganych przy niewielkim zapotrzebowaniu na paliwo, przekonało nawet zatwardziałych zwolenników zapachu spalonej benzyny. Do gry włączyli się jednak ekolodzy. Zauważono, że silniki Diesla emitują sporo sadzy, a do jej cząstek dołączają cząsteczki metali ciężkich i innych substancji, powodujących m.in. raka płuc. Powstały bardziej restrykcyjne normy czystości spalin, na które producenci musieli w jakiś sposób zareagować. Jako że nie sposób zbudować silnika Diesla, który nie emitowałby sadzy, postanowiono ją wyłapać nim przedostanie się do atmosfery. Tak powstały filtry cząstek stałych, które najczęściej okazują się przekleństwem właścicieli wyposażonych w nie aut.
Montowane w układach wydechowych samochodów z silnikiem Diesla filtry cząstek stałych (DPF lub FAP) miały znacznie ograniczyć poziom emitowania sadzy i popiołu. Swoje zadanie spełniają, ale po latach widać, że ich użytkowanie przynosi sporo dodatkowych problemów. Chodzi m.in. o konieczność częstszej wymiany oleju i to na specjalny, nadający się do takich samochodów, a także zwiększone spalanie w trakcie oczyszczania. Działanie filtra sprowadza się do tego, że cząstki sadzy osiadają na jego ściankach albo włóknach - wykonanych zazwyczaj z metalu bądź materiałów ceramicznych. Wydajność prawidłowo funkcjonującego DPF-u to co najmniej 85 proc. Oznacza to, iż do atmosfery przedostaje się nie więcej niż 15 proc. pierwotnego zanieczyszczenia. - Filtry wymagają okresowej regeneracji, do której z reguły dochodzi poprzez wypalanie sadzy na filtrze. Dosyć często stosuje się wtedy specjalne dodatki do paliwa, których zadaniem jest podniesienie temperatury spalin - mówi Rafał Pyszny, ekspert sklepu webautoservice.pl.
- Niestety, po pewnym czasie filtr taki trzeba wymienić, a to jest dość kosztowne. W niektórych przypadkach trzeba się liczyć z wydatkiem na poziomie nawet 5-10 tys. zł. Nic zatem dziwnego, że część kierowców decyduje się na usunięcie DPF-u, co z kolei stanowi koszt rzędu mniej więcej 1-2 tys. zł - mówi Pyszny. Dlaczego tak drogo? W grę wchodzi tu nie tylko fizyczne usunięcie filtra, ale też ingerencja w oprogramowanie odpowiedzialne za prawidłowe działanie tego elementu, a więc również jednostki napędowej.
Głównym efektem oddziaływania DPF na funkcjonowanie auta jest zdecydowany wzrost częstotliwości wymiany oleju. Przyczyną jest to, że w czasie wypalania sadzy do silnika „wędruje” zwiększona dawka paliwa, co ostatecznie prowadzi do rozrzedzania smarowidła i podwyższenia jego poziomu. Użytkownicy aut z filtrem cząstek stałych muszą wymieniać olej nawet 3-4 razy częściej niż ci, którzy mają samochód bez tego elementu. To nie tylko drogie, ale też uciążliwe.
Kolejną znaczącą wadą układów wykorzystujących tego typu filtr jest zwiększone spalanie. Dzieje się tak, gdy oczyszczanie wkładu ceramicznego w DPF-ie rozpoczyna się podczas jazdy z niewielką prędkością, np. w trakcie podróży po zakorkowanej aglomeracji miejskiej. - Właściciele aut z DPF powinni również wziąć pod uwagę zagrożenia związane z procesem odprowadzania spalin. Najpoważniejszym z nich jest zapchanie filtra. Może to skutkować nie tylko spadkiem osiągów i mocy silnika, ale także awarią całego układu - dodaje Rafał Pyszny.
Nieco inaczej sprawa ma się w przypadku tzw. mokrego filtra cząstek stałych. Rozwiązanie stosowane m.in. przez koncern PSA polega na wykorzystaniu dodatku do paliwa, którego zadaniem jest obniżenie temperatury koniecznej do spalenia cząstek sadzy. Zalety takiego rozwiązania są ogromne. Właściciel auta z FAP-em może bez obaw eksploatować swój pojazd wyłącznie w mieście. Nie musi też bać się niespodziewanego zapchania filtra i unieruchomienia samochodu. Są jednak i wady. Płyn, który automatycznie dawkowany jest przy każdym tankowaniu, trzeba okresowo uzupełniać, a koszt takiej operacji to 500-700 zł. Dodatkowo substancja zawarta w dodawanym do paliwa środku stopniowo osadza się na ściankach filtra, co powoduje konieczność jego regeneracji lub wymiany. W starszych modelach co 80 tys. km, a w nowszych co 120 lub 160 tys. km. Tu nie obejdzie się bez wyłożenia kilku tysięcy złotych - w zależności od modelu i jednostki napędowej.
Kupując samochód należy dobrze przemyśleć dobór jednostki napędowej. Dla osób, które często poruszają się w mieście i nie osiągają imponujących rocznych przebiegów, najlepszym wyjściem będzie silnik benzynowy. W przypadku diesla rachunek potencjalnych zysków i strat może okazać się niekorzystny.
Źródło: Webautoservice
tb/sj/tb, moto.wp.pl