Diesle znikną po 2020 roku? To coraz bardziej prawdopodobne
Jeszcze kilka lat temu diesle były w natarciu. Reklamowano je jako ekologiczne, nowoczesne, oszczędne i oferujące świetne osiągi. Jednak był to jedynie obraz kreowany przez producentów i urzędników wymyślających przepisy pod silniki wysokoprężne. Teraz diesle nie mają dobrej prasy, a zmieniające się prawo może oznaczać, że już za kilka lat produkcja takich jednostek napędowych przestanie być opłacalna.
Wraz z rozwojem napędów alternatywnych i zaostrzeniem przepisów dotyczących emisji spalin silniki Diesla zaczną znikać – uważa Hakan Samuelsson, szef Volvo. Jego zdaniem śmierć jednostek wysokoprężnych nastąpi już po 2020 roku.
Przepisy dotyczące emisji spalin opierane były przede wszystkim o emisję CO2. Jeśli chodzi o ten parametr, to faktycznie nowoczesne silniki wysokoprężne wypadają bardzo dobrze - często lepiej od benzynowych i dlatego cały czas są dobrą alternatywą. Czy to z powodu, że producenci muszą uzyskiwać określone średnie wartości emisji dwutlenku węgla, czy dlatego, że w wielu krajach podatek drogowy obliczany jest na podstawie tego parametru.
Jednak po aferze związanej z oszukiwaniem podczas testów emisji przez Volkswagena, uważniej przyjrzano się obowiązującym przepisom. Przede wszystkim laboratoryjne testy nie odpowiadają rzeczywistemu użytkowaniu samochodów. Do tego coraz większą uwagę zwraca się na emisję dużo bardziej trujących tlenków azotu (NOx), a pod tym względem diesle wypadają dużo gorzej od silników benzynowych.
Samuelsson tłumaczy, że jest wykonalne, aby jednostki wysokoprężne emitowały podobne ilości NOx co ich benzynowe odpowiedniki, ale byłoby to bardzo drogie. Już dziś nowoczesne diesle są dużo bardziej kosztowne w produkcji, a dalsze ich komplikowanie wpłynie na dalszy wzrost cen, a dodatkowo będzie wpływało na awaryjność i wydatki ponoszone na ewentualne naprawy. To oznacza, że takie silniki po prostu nie będą się opłacać. Niższe zużycie paliwa nie będzie rekompensować wyższej ceny zakupu i utrzymania.
Zmieniające się przepisy i propozycje zakazu jazdy samochodami z silnikami wysokoprężnymi w niektórych miastach powodują, że zainteresowanie takimi autami spada. Nawet w Polsce, gdzie takie czynniki jeszcze nie są brane pod uwagę, tylko 30 proc. kupowanych nowych samochodów posiada silniki wysokoprężne. Odwrót od diesli widać też na rynku wtórnym. Wszystko dlatego, że trzeba pokonywać spore dystanse, aby taka inwestycja się zwróciła, a do tego pojawia obawa przed kosztownymi awariami.
Ostatecznym gwoździem do trumny diesli może być rozwój napędów alternatywnych, czyli hybryd i samochodów elektrycznych. Wraz ze wzrostem ich wydajności i spadkiem cen stają się konkurencją dla silników wysokoprężnych. Mowa tu szczególnie o hybrydach, które może na trasie są nieco mniej ekonomiczne, ale już w mieście, podczas korków i na krótkich dystansach, zdecydowanie wygrywają – w takich warunkach zapewniają niższe zużycie paliwa, nie przeszkadza im taka jazda, a do tego są mniej awaryjne.
Może rok 2020 jest nieco zbyt bliską datą i diesle nie znikną nagle z rynku, ale można się spodziewać tego, że ich popularność cały czas będzie spadać. Tym bardziej, że nie tylko Volvo, ale również inne marki jak Volkswagen, które jeszcze niedawno stawiały na diesle, teraz się z tego wycofują i inwestują w technologie hybrydowe i elektryczne. Hakan Samuelsson zapowiedział, że szwedzka marka w 2019 roku wprowadzi do sprzedaży swój samochód elektryczny, a do 2025 roku wszystkie jej modele będą miały odmiany o takim napędzie.