Ciepłe dni zachęcają kierowców do zmiany opon na letnie. Czy jednak rzeczywiście jest to dobry pomysł? Zdania są podzielone, ale część specjalistów ostrzega, że to jeszcze zbyt wcześnie.
Już ponad 90 proc. kierowców w Polsce używa sezonowego ogumienia. Jego zalety są oczywiste. Przecież wiadomo, że bezpieczeństwo jest najważniejsze. Opony zimowe świetnie sprawdzają się od późnej jesieni do wiosny. Później mogłyby szybko się zużywać, generują większy hałas niż ogumienie letnie i są mniej bezpieczne, gdyż nie tak skutecznie odprowadzają wodę. Zmiana opon na letnie to też oszczędność na paliwie, ponieważ takie ogumienie ma niższe opory toczenia. Czy jednak nadszedł już czas na wizytę w zakładzie wulkanizacyjnym?
Teoria mówi, że opony zimowe sprawdzają się lepiej od letnich, gdy temperatura spada poniżej 7 stopni Celsjusza. Obecnie w ciągu dnia często jest ona wyższa, ale nocą w wielu regionach kraju wciąż zbliża się do zera. Niewykluczone też, że spadnie jeszcze śnieg. W końcu opady białego puchu w marcu, a nawet w kwietniu nie są u nas niczym niezwykłym. Te argumenty przekonują nas do pozostawienia na felgach „zimówek”. A jakie nakłaniają nas do czegoś wręcz odwrotnego?
Przede wszystkim brak kolejek. Sezon jeszcze na dobre się nie rozpoczął. Oznacza to, że na zmianę opon nie będziemy musieli umawiać się z tygodniowym wyprzedzeniem. Jeśli wiosną musimy kupić nowy komplet letnich opon, też lepiej zrobić to teraz. Ceny wielu modeli są obecnie niskie. Gdy gumowym asortymentem zainteresują się rzesze kierowców, trzeba będzie zapłacić więcej. Należy jednak uważać, niektóre sklepy i zakłady wulkanizacyjne wczesną wiosną pozbywają się starych opon, których nikt nie kupił w poprzednich latach, a jak wiadomo, kilkuletnia opona, nawet gdy jest nieużywana, nie jest tak dobra jak nowa. Datę produkcji opony znajdziemy na boku opony. Zapisuje się ją w postaci czterech cyfr, najczęściej zamkniętych w owalu. Dwie pierwsze oznaczają tydzień, a dwie następne rok produkcji.
tb, moto.wp.pl