Błędy diagnosty mogą mieć poważne następstwa. Operator centralnej ewidencji pojazdów nie wie, jak je naprawić
Co w przypadku, jeśli diagnosta się pomyli lub na skutek błędu w historii pojazdu nie mamy wprowadzonego przeglądu, a w dowodzie figuruje legalna pieczątka? Takie błędy się zdarzają i nikt nie wie jak je rozwiązać.
Administrator serwisu CEPiK obecnie pracuje nad opanowaniem problemów z wdrażaniem kolejnych funkcjonalności, a nasi czytelnicy zgłaszają się do nas z problemami, z którymi nikt nie potrafi sobie poradzić. Wybraliśmy dwa przypadki pokazujące, że element systemu CEPiK ma luki, które są nie do rozwiązania dla osób poszkodowanych. Teoretycznie wystarczy zmiana historii pojazdu, ale łatwy dostęp do edycji może być prostą drogą do manipulowania danymi.
Przykład? Proszę bardzo. Jeden z naszych czytelników napisał do nas, że przy próbie sprzedaży jego auta okazało się, że zainteresowany klient wygenerował darmowy raport z serwisu historiapojazdu.gov.pl. Jak się okazało, w roku 2017 podczas przeglądu samochód miał taki sam przebieg jak podczas badania rok wcześniej. Czyli tak, jakby auto przez rok nie zrobiło ani jednego kilometra. Według właściciela pojazdu, budzi to wątpliwość potencjalnych nabywców co do bezwypadkowości auta.
Jak się okazuje, diagnosta nie chce manipulować przy edytowaniu historii przebiegu, bo nie wie czy wprowadzenie jakichkolwiek zmian we wcześniej sporządzonych dokumentach jest możliwe i legalne. Nieoficjalnie udało nam się ustalić, że według przedstawicieli operatora serwisu, taka sytuacja nie była przewidziana i najłatwiej zgłosić się do diagnosty, który błąd popełnił.
Drugi problem, który pojawił się u innego czytelnika to brak odnotowanego okresowego przeglądu motocykla. W tej historii pojazdu widać, że w przeglądach jest roczna przerwa, a w dowodzie rejestracyjnym widnieje legalna pieczątka.
W tym przypadku również zachodzi wątpliwość, co do bezwypadkowości motocykla, ponieważ brak przeglądu i niski przebieg sugeruje, że sprzęt mógł być rozbity, dlatego przez długi czas nieużywany.
Ten błąd również jest zagadką dla diagnosty, ponieważ jeśli on może to edytować i wprowadzić dane wstecz, to oznacza, że nieuczciwi handlarze mają łatwą przepustkę do kombinowania z historią pojazdu, czyli bazą danych, która miała być gwarantem znajomości przeszłości auta.
Wystarczy znajomy diagnosta, który po kilku kliknięciach wprowadzi takie dane, jakie nam odpowiadają, a samochód z rozbitego wraku, zespawanego z czterech kradzionych aut, stanie się prawdziwą okazją w dobrej cenie.
Zarówno operatorowi systemu, jak i projektantom, którzy go stworzyli, sugerujemy, że najprostszym rozwiązaniem, które zapobiegnie takiej sytuacji, mogłoby być wprowadzenie do historii pojazdu także historię edycji wpisó, które zatwierdzałby np. starosta. Jednak będzie to działać tylko pod warunkiem, że organ ten będzie się przykładał do kontroli SKP, ponieważ w raporcie Najwyższej Izby Kontroli z 4 kwietnia 2017 roku wynika, że nadzór ten jest niedostateczny.