10 tys. euro mandatu za jazdę na tylnym kole. Austria wprowadza drakońskie prawo
Dwa koła na asfalcie albo słono zapłacisz. Austriacka policja wypowiada wojnę domorosłym kaskaderom, którzy lubią zaszaleć na publicznych drogach.
Austria wydaje się rajem dla motocyklistów. Piękne widoki, urokliwe przełęcze i kręte, równe jak stół drogi kuszą, by odkręcić manetkę do końca i cieszyć się jazdą. Warto jednak mieć na uwadze zaktualizowane niedawno przepisy, które są bardzo surowe.
Zgodnie z austriacką ustawą o pojazdach silnikowych kierujący jest zobowiązany korzystać z pojazdu w taki sposób, by wszystkie koła miały stały kontakt z nawierzchnią. Jazda na tylnym kole odpada - jest zagrożona grzywną od 300 do nawet 10 tys. euro.
Jak donosi Brytyjska Federacja Motocyklistów, która podniosła temat, istnieje też spore ryzyko konfiskaty jednośladu na okres do 72 godzin. Wystarczy, że funkcjonariusz dopatrzy się możliwości ponownego popełnienia tego samego wykroczenia. Jeśli więc zostaniecie zatrzymani, lepiej wyraźcie skruchę, obiecując, że więcej tak nie zrobicie.
10 tys. euro brzmi przerażająco, choć zapewne nie wszyscy zatrzymani muszą liczyć się z aż tak wysokim mandatem. To prawdopodobnie kara przewidziana dla najbardziej rażących naruszeń, co nie zmienia faktu, że fani jazdy na kole powinni mieć się na baczności.