Mandat wprost z kamery
To kontrowersyjny pomysł policji, ale ma szansę pozytywnie wpłynąć na bezpieczeństwo drogowe. Proponowane zmiany przepisów mają dać policjantom prawo do karania mandatem na podstawie nagrania wideo dostarczonego przez innego użytkownika drogi, o ile wina kierującego nie ulega wątpliwości. Gdyby jeszcze udało się ograniczyć uciążliwość procedury dla autora filmu, zapis byłby tym skuteczniejszy. Dlaczego to dobry pomysł? Bo w ten sposób karani mogliby być kierowcy, którzy stwarzają realne ryzyko - na przykład wyprzedzając przed przejściem dla pieszych - choć nie zostali złapani na gorącym uczynku przez policję. To ograniczyłoby fantazję zmotoryzowanych, których tylko widok policji zmusza do rozsądnych zachowań.
Jak działa to dziś? Od mniej więcej dwóch lat w każdej wojewódzkiej komendzie policji w ramach akcji "stop agresji drogowej" funkcjonują specjalne skrzynki poczty elektronicznej. Można na nie przesyłać zdjęcia i zapisy z kamer samochodowych, na których uwieczniono fakt złamania przepisów. Mundurowych w szczególności interesują takie przypadki, które niosły ryzyko dla innych uczestników ruchu drogowego. Z czasem akcja zyskała ogromną popularność i obecnie w niejednej komendzie liczba zgłoszeń przekracza możliwości mundurowych. Sytuacji winne są przepisy.
Prawo nie reguluje precyzyjnie, czy pracownik komendy może wystawić mandat na podstawie nagrania. Wszystko dlatego, że przekroczenia przepisów nie ujawnił policjant, tylko zwykły kierowca. Część komend każdorazowo kieruje więc sprawę do sądu, co powoduje zatory na wokandach i wydłużanie się czasu upływającego od popełnienia wykroczenia do ukarania za nie.