Za trzeci egzamin na prawo jazdy zapłaci ośrodek szkolenia kierowców?
Co byście powiedzieli na to, by to szkoła jazdy, a nie kursant zapłaciła za trzeci egzamin na prawo jazdy? Mogłoby to bardziej zaangażować instruktorów do nauki, a przede wszystkim ośrodek przejąłby odpowiedzialność za swojego kandydata. Co więcej, nie jest to nasz wymysł, ale dyrektora WORD.
Dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Toruniu Marek Staszczyk zaproponował takie właśnie rozwiązanie, ale spokojnie – nie wejdzie ono w życie. Ma natomiast na celu zwrócenie uwagi na dość poważny problem, czyli niski poziom kształcenia. Autor poszedł dalej, bo za czwarty egzamin miałby zapłacić starosta, a za piąty wojewoda. Przypominamy, że za jedno podejście na kategorię B trzeba zapłacić 170 zł. Jeżeli nie udałoby się za piątym razem, kursant przechodziłby szkolenie, ale na koszt ośrodka, w którym się uczył.
Pan Staszczyk mówi wprost w czym rzecz: "Jeżeli np. starostwo musiałby płacić za egzaminy, być może urzędnicy przyjrzeliby się bliżej funkcjonowaniu danej szkoły, w której zdawalność egzaminów państwowych jest na poziomie poniżej 30 procent".
Faktem jest, że przy obecnym systemie osoba, która zakończyła szkolenie, jest zdana wyłącznie na siebie, a ośrodki nie ponoszą praktycznie żadnej odpowiedzialności za umiejętności kandydata na kierowcę. Jeżeli kiepsko wyszkolona osoba w jakiś sposób prześliźnie się przez egzamin, to mamy na drodze ogromne zagrożenie, w postaci ponad tony pędzącej stali, którą kontroluje ktoś, kto ma o tym słabe pojęcie.
Czy to zmusi do refleksji urzędników państwowych i doprowadzi do jakiejkolwiek zmiany prawa? Szczerze wątpię, ale nawet jeżeli część z instruktorów weźmie sobie do serca to, że to od nich zależy kto będzie siedział za kierownicą auta, może zmieni się ich podejście do pracy. Marek Staszczyk zaznacza przy tym, że nie uogólnia. Mówi, że w Polsce jest wielu dobrych instruktorów.
źródło: polsatnews.pl