W trosce o bezpieczeństwo rząd zamyka przejazdy kolejowe
Rząd zamyka niebezpieczne przejazdy kolejowe. Pod hasłem poprawy bezpieczeństwa wielu ludzi traci możliwość dojazdu do swoich posesji, a karetki do poszkodowanych zmuszone są jeździć dłuższą drogą. Od października 2015 roku kolej zamknęła już 503 przejazdy.
Wszystko z powodu rozporządzenie Ministerstwa Infrastruktury dotyczącego przejazdów kolejowych oznaczonych tylko tzw. krzyżem św. Andrzeja (przejazdy kat. D), które weszło w życie 20 października 2015 roku. Zgodnie z nim przejazd tego typu musi mieć właściciela. Jak się okazuje z tym jest największy problem. Jeśli droga nie ma właściciela i nie stanie się drogą publiczną, przejazd musi zostać zamknięty.
Od października 2015 w ten sposób zablokowano już 503 przejazdy, a problem dotyczy nawet kilku tysięcy kolejnych. Sytuację można by uratować, ale trzeba znaleźć nowych właścicieli. Gminy nie chcą przejmować tej odpowiedzialności, bo musiałby wydawać na utrzymanie pieniądze, których nie mają w budżetach. Jak twierdzą, PKP PLK chce przerzucić na nie koszty utrzymania infrastruktury.
A co jeśli droga ma prywatnego właściciela? Wówczas podpisuje on umowę z PLK, przejazd zostaje zamknięty i jest otwierany tylko w nagłych wypadkach.
Jak wyjaśnia nam Adrian Furgalski, wiceprezes zarządu Zespołu Doradców Gospodarczych TOR PLK w ostatnich trzech latach zamknęły już ponad 1100 obiektów i zmodernizowały półtora tysiąca kolejnych. Polska miała najbardziej poszatkowaną sieć kolejową w Europie, bo skrzyżowanie z drogą wypadało średnio co 1,2 km. Teraz jest to 1,5 km i wciąż to rekordowo duża liczba. Wiele przejazdów zamknięto dzięki budowie w ich miejsce wiaduktów nad modernizowanymi liniami.
- W 2015 roku weszło w życie rozporządzenie, które pozwala zamykać przejazdy na drogach niepublicznych, które nie mają właściciela lub użytkownika. Tam, gdzie samorządy nie nadadzą drodze statusu publicznego, przejazdy będą likwidowane lub otrzymają kategorię F, czyli z rogatką otwieraną okazjonalnie. Takie niczyje przyjazdy powodują konieczność zwalniania pociągu, czasami nawet do 20 km/h, więc mamy protesty niezadowolonych pasażerów – tłumaczy Furgalski. – A przejazdy zamykane na kłódkę to nie jest polski wymysł, funkcjonują chociażby w Wielkiej Brytanii - dodaje.
Furgalski zwraca uwagę na jeszcze jeden fakt.
- Przejazdy powinny być finansowo utrzymywane nie tylko przez PLK, ale także przez zarządcę drogi, gdyż przejazd jest niszczony nie tylko przez pociągi, ale nawet bardziej przez samochody – wyjaśnia Furgalski.
Przejazdy oznakowane wyłącznie krzyżem św. Andrzeja najczęściej są zlokalizowane na mało uczęszczanych drogach lub drogach szutrowych i leśnych. Jednak dla wielu ludzi to jedyny szybki sposób dotarcia do posesji, pola lub lasu. Zamknięcie drożności może powodować kłopoty dla straży pożarnej, służb ratowniczych, ale także zwykłych kierowców.
Z drugiej strony chodzi o poprawę bezpieczeństwa i upłynnienie ruchu kolejowego. Na nieoznakowanych skrzyżowaniach dróg z torami dochodzi często do wypadków. Tylko w tym roku doszło do 103 kolizji na torach, w których zginęło 31 osób, a 23 zostały ranne.Najgłośniejszy wypadek ostatnich lat na niestrzeżonym przejeździe kategorii D zdarzył się w 2014 r. w miejscowości Pniewite w woj. kujawsko-pomorskim. Pod pociąg wjechała samochodem czteroosobowa rodzina. Trzyletnia dziewczynka i siedmioletni chłopiec zginęli na miejscu. Państwowa Komisja Badania Wypadków Kolejowych, analizując zdarzenie, miała zastrzeżenia do zarządcy torów i zarządcy drogi. To właśnie po tej tragedii rozpoczęto prace nad porządkowaniem sytuacji na niestrzeżonych przejazdach.
Juliusz Szalek/WP Moto