Największe włoskie miasta zostały w czwartek sparaliżowane przez całodniowy strajk taksówkarzy, którzy protestują przeciwko rządowemu dekretowi o liberalizacji handlu i usług.
Zdaniem protestujących, wprowadzone zniesienie ograniczeń w dostępie do świadczenia usług transportowych przyczyni się do bankructwa wielu taksówkarzy i nieuczciwej konkurencji.
Według zrzeszeń taksówkarzy, które proklamowały czwartkowy protest, już drugi w maju, w całych Włoszech strajkuje 30 tysięcy kierowców, a więc trzy czwarte wszystkich.
Kilka tysięcy taksówkarzy z całego kraju demonstrowało w centrum Wiecznego Miasta. Urządzili wyjątkowo głośną manifestację, której towarzyszyły włączone bez przerwy klaksony.
Taksówkarze stanowczo sprzeciwiają się dopuszczeniu większej liczby kierowców do świadczenia usług. Argumentują, że wydali nawet oszczędności swojego życia na zakup licencji, której zdobycie było bardzo trudne. Niektórzy kierowcy przyznali, że kupili je na czarnym rynku, gdzie osiągały cenę 200 tysięcy euro. Teraz zaś taksówkarze czują się zagrożeni, gdyż zgodnie z ustawą licencje na przewóz osób mogą otrzymać także firmy spoza branży, nawet linie lotnicze.
Autor ustawy o liberalizacji handlu i usług, minister rozwoju gospodarczego Pierluigi Bersani, uznał protest za całkowicie bezzasadny.
Postulatów i argumentów taksówkarzy nie popierają ich klienci. Twierdzą, że kierowcy chcą za wszelką cenę obronić swą monopolistyczną pozycję. To zaś według Włochów jest nie do przyjęcia zwłaszcza, że cena za przejazd taksówką w Rzymie czy Mediolanie jest jedną z najwyższych w Europie.
Sylwia Wysocka (PAP)