Używany Volkswagen Passat B6 - czy warto go kupić?
Polacy uwielbiają modele Volkswagena i trudno się tej popularności dziwić – autom tego niemieckiego producenta trudno było cokolwiek zarzucić, poza może dość nudną stylistyką. Wszystko jednak zmieniło się wraz z prezentacją Passata B6.
Jeszcze nie tak dawno marzeniem wielu polskich kierowców był Volkswagen Passat piątej generacji (B5), a więc model naprawdę warty uwagi. Przestronne wnętrze, wygodne zawieszenie, dobre prowadzenie, oszczędne i dynamiczne silniki TDI – zalety tego samochodu można długo wymieniać. Niestety, mówimy tu o konstrukcji z 1996 roku, a więc już naprawdę leciwej. Dlatego też coraz więcej osób rozgląda się za jego następcą, którego ceny obecnie utrzymują się na poziomie będącym w zasięgu wielu polskich rodzin. Dość szybko może jednak okazać się, że wydaliśmy oszczędności na prawdziwą skarbonkę bez dna.
W czym problem? Główny winowajca to 2.0 TDI – nowa generacja silników Diesla, które zastąpiły legendarne 1.9 TDI, ale zamiast kontynuować ich dzieło, okazały się katastrofą. Szwankuje w nich pompa oleju, co powoduje uszkodzenie turbosprężarki, a nawet zatarcie silnika. Typową usterką są również pękające głowice, uszkodzenie dwumasowego koła zamachowego, a także pompowtryskiwaczy, które są dwa razy droższe od tych w 1.9 TDI. Naprawa każdej z tych awarii to kilka tysięcy złotych!
Kolejny problem to dwusprzęgłowa przekładnia DSG. Chwalona za świetną pracę i błyskawiczną reakcję na gaz wytrzymuje do 200 tys. km. Potem zaczynają się pojawiać usterki mechatroniki, której naprawy pochłoną kolejne tysiące złotych (przynajmniej 4 tys. zł). Problemem jest również dwumasowe koło zamachowe, które jest znacznie mniej trwałe, niż w przypadku wersji manualnych i wytrzymuje około 60 tys. km.
Poważną usterką, gnębiącą właścicieli Passatów B6, tym razem niezależną od wersji silnikowej, jest elektryczna blokada kierownicy. Uniemożliwia ona dalszą jazdę, a naprawę ASO wycenia na 3000 zł! Z pozostałych typowych awarii tego modelu należy wspomnieć jeszcze o uszkodzeniach centralki ksenonów, szwankującym elektrycznym hamulcu ręcznym i zacieraniu się silniczka wycieraczek.
Biorąc pod uwagę wszystkie te usterki, szczególnie dotyczące najbardziej popularnej wersji, czyli 2.0 TDI 140 KM, bardzo łatwo zrezygnować z zakupu Passata B6. Jednak nie wszystkie jego wersje są aż tak problematyczne, ponieważ Volkswagen szybko zrozumiał błąd i podjął próby ratowania swojego wizerunku.
Pierwszą z nich był silnik 2.0 TDI o mocy 170 KM, w którym do kosztownych awarii dochodzi rzadziej, niż w słabszej odmianie. Prawdziwe rozwiązanie problemu przyszło dopiero w 2007 roku, wraz z wprowadzeniem odmian z zasilaniem Common Rail. Wyeliminowano w nich najważniejsze problemy tego silnika, a do tego poprawiła się kultura jego pracy. Nie znaczy to jednak, że przy większych przebiegach pozostanie on bezawaryjny. Osobom szukającym trwałości dawnych Passatów, pozostaje najsłabsza odmiana – 1.9 TDI o mocy 105 KM. Zapewnia bardzo przeciętną dynamikę, ale jest trwała.
Fakt, że nie wszystkich diesli należy się bać jest ważny z tego względu, że bardzo trudno znaleźć ciekawy egzemplarz Volkswagena Passata B6 z jednostką inną niż wysokoprężna. W popularnym serwisie
ogłoszeniowym stosunek tych wersji do benzynowych wynosi 10:1. Jeśli jednak nie chcemy diesla, powinniśmy zainteresować się trwałym silnikiem 1.6 o mocy 102 KM lub… topowymi odmianami 3.2 oraz 3.6. A co z pozostałą częścią szerokiej palety jednostek napędowych? Wolnossące wersje FSI (1.6 i 2.0) mają problemy z osadzeniem się nagaru, a doładowaną odmianę 1.8 TSI trapi rozciągający się łańcuch rozrządu. Bardzo ciekawy wydaje się silnik 2.0 TSI, ale zdarzają się problemy z turbosprężarką, a przede wszystkim nadmierne spalanie oleju (nawet 1 litr/1000 km!), co wynika z jego wady fabrycznej i jest bardzo drogie w naprawie. Mamy jeszcze odmianę 1.4 TSI, której najbardziej awaryjne wersje nie były na szczęście montowane w Passacie B6. Mimo tego musimy liczyć się z awarią napinacza łańcucha rozrządu oraz pękającymi tłokami. Szkoda, bo wersje TSI dają mnóstwo przyjemności z jazdy, a jeśli ostrożnie obchodzimy się z gazem, potrafią być też dość oszczędne.
Passat B6 ma jednak także kilka zalet. Z pewnością dużym plusem jest rezygnacja z drogiego zawieszenia wielowahaczowego z przodu (stosowanego w poprzedniku), na rzecz prostych kolumn McPhersona. Jest ono trwałe, podobnie jak tylne (cztery wahacze).
Niewątpliwą zaletą Passata B6 jest przestronne wnętrze i bardzo duże bagażniki – w sedanie ma on 565 l, a w kombi aż 603 l pojemności. Ten Volkswagen klasy średniej jest więc nadal świetnym autem rodzinnym, które pozwala na podróżowanie w naprawdę komfortowych warunkach, szczególnie jeśli trafimy na wersję Highline ze sportowymi fotelami, które, wbrew nazwie, są bardzo wygodne.
Możemy również liczyć na bogate wyposażenie. Co prawda standard przewidywał tylko elementy niezbędne, jak proste radio i półautomatyczną klimatyzację, ale łatwo natrafić na bogatą wersję z dwustrefowym Climatronikiem, tapicerką ze skóry i alcantary, czy też nawigacją satelitarną. Szkoda tylko, że plastiki są przeciętnej jakości i mogą skrzypieć. Ciekawostką jest fakt, że przez cały okres produkcji (2005-2010) Passat B6 nie doczekał się oficjalnego faceliftingu, ale jego wnętrze było stopniowo unowocześniane. Wersje z końca produkcji mają nową kierownicę, zegary, układy nawigacji i panel klimatyzacji – takie same, jakie znajdziemy w następcy, czyli B7 (wbrew nazwie nie będącym kolejną generacją, a jedynie wersją po gruntownej modernizacji)
.
Ceny Volkswagena Passata B6 zaczynają się nawet od 15 tysięcy złotych, ale takimi autami w ogóle nie powinniśmy się interesować. Należy szukać możliwie młodych egzemplarzy, przynajmniej z 2007 roku (ceny od około 22 tys. zł). Volkswagen stopniowo starał się eliminować problemy trapiące ten model i auta z końca produkcji są nieporównywalnie mniej awaryjne, szczególnie jeśli chodzi o usterki silników.
To właśnie jest największy problem Passata B6 – to świetny pod każdym względem samochód, który zapewnia sporo przyjemności z jazdy… dopóki się nie zepsuje. A wiele z jego odmian silnikowych po prostu zepsuć się musi. Albo w wyniku wad, albo ilości kilometrów jakie przejechały. Ponadto popularność modelu sprawia, że chętnie jest on sprowadzany przez handlarzy, którzy liczą na łatwy i spory zarobek. Szczególnie niepokojąco przedstawia się oferta rynkowa diesli – bez względu na rocznik, niemal wszystkie mają około 200 tys. km przebiegu. Przypadek?