Używany Nissan GT-R. Czy to dobry pomysł?
Sportowe Nissany są w naszym kraju coraz popularniejsze. Na różnego rodzaju zlotach i zawodach można zobaczyć wiele profesjonalnie zmodyfikowanych modeli Skyline i 200 SX. Dobrą opinią cieszy się również kultowy już 300 ZX, co odpowiednio przekłada się na ceny zadbanych egzemplarzy. Problem jednak w tym, że wszystkie wymienione auta mają już swoje lata, co oznacza, że koszty utrzymania mogą być wyższe niż serwisowanie niejednego nowego samochodu klasy premium. Na szczęście, jeśli ktoś szuka „świeżego japończyka”, Nissan od kilku lat ma w ofercie GT-R-a. Auto, które jest świetnym podsumowaniem sportowych aspiracji japońskiego producenta.
Samochód został oficjalnie wprowadzony do sprzedaży w 2008 roku. O tym jak udany jest to produkt, świadczyć może przyznanie mu rok później tytułu „World Performance Car of the Year”. Czy słusznie? Jak najbardziej. Wystarczy spojrzeć na dane techniczne tego auta. Podwójnie turbodoładowany silnik V6 o pojemności 3,8 litra generuje moc od 480 do 550 KM (w zależności od tego z jaką wersją mamy do czynienia - co roku wraz z liftingiem moc była zwiększana). W najnowszej i najmocniejszej odmianie, rozpędzenie GT-R-a od 0 do 100 km/h trwa... 2,8 s! Do tego wszystkiego dochodzi napęd na 4 koła i dwusprzęgłowa skrzynia biegów. Tutaj jednak należy dodać, że przekładnia ta słynie z awaryjności, a jej wymiana jest bardzo kosztowna – dotyczy to szczególnie tych tańszych egzemplarzy z pierwszych lat produkcji.
Osiągi to jednak nie wszystko. Na tym poziomie cenowym ważny jest również wygląd. GT-R ma i jedno i drugie. Co prawda nie prezentuje się, jakby wczoraj przyleciał z odległej planety, a złośliwi mogą wymieniać kilka innych przykładów, o wiele bardziej drapieżnych samochodów. Problem w tym, że będą one wyraźnie droższe i bardziej ostentacyjne stylistycznie, co nie każdemu może odpowiadać.
W przypadku tego auta proporcje wyważono właściwie – sylwetka jest muskularna, przy czym samochód zachował swój dostojny urok. Jednym słowem GT-R może świetnie sprawdzić się również w codziennej eksploatacji, a nie tylko podczas jazdy na torze. Nie znajdziecie w nim dwumetrowego spoilera na tylnej klapie, ani zawieszenia tak niskiego, że nawet najmniejszy próg zwalniający będzie wyzwaniem porównywalnym do pokonania jednego z odcinków Camel Trophy. I dobrze.
Twarde plastiki, fotele o komforcie porównywalnym z siedziskiem w tramwaju – tym GT-R na szczęście nas nie uraczy. Jakość materiałów wykończeniowych jest na najwyższym poziomie, a deska rozdzielcza zaprojektowana została tak, aby wszystkie najważniejsze przełączniki były w zasięgu rąk kierowcy. Ekran umieszczony na konsoli środkowej nie jest pospolitym gadżetem – możemy na nim obserwować wszystkie najważniejsze wskazania parametrów naszego Nissana. Kropką nad „i” są świetnie wyprofilowane kubełkowe fotele.
GT-Rów w Polsce jest coraz więcej. Najtańsze egzemplarze można kupić już za ok. 170 tys. zł, a więc tyle, ile kosztuje dobrze wyposażony Volkswagen Passat. W większości będą to samochody sprowadzone zza oceanu. Jeśli ktoś poszukuje nieco bardziej ekstrawaganckiego auta, to warto rozejrzeć się za granicą, za jedną z kilku fabrycznych wersji, takich jak Black Edition, Premium Edition, Egoist, czy SpecV. W ofertach pojazdów używanych, nie brak również profesjonalnie zmodyfikowanych GT-R-ów. Pamiętajmy jednak, że zakup takiego auta w okazyjnej cenie może się na nas później zemścić. Części są tu bowiem bardzo drogie.
mr/