Używane auta z turbo. Warto, czy wręcz przeciwnie?
Jeszcze dekadę temu znalezienie dogodnej propozycji na rynku wtórnym było dużo łatwiejszym zadaniem niż dziś. W ofercie producentów przeważały wówczas modele wyposażone w sprawdzone, niezbyt skomplikowane jednostki benzynowe i bezproblemowe silniki diesla – wszystkie słynęły z trwałości i wytrzymałości. Dzięki temu wybierając używane auta mogliśmy z powodzeniem polegać na własnej wiedzy i doświadczeniu, trafnie oceniając kondycję mechaniki.
Niestety, wraz z wprowadzaniem nowszych nisz, segmentów i modeli, w katalogach pojawiły się innowacyjne jednostki napędowe. Problem jednak w tym, że producenci zmuszeni ciągłą walką o klienta i proekologicznymi przepisami decydują się na coraz bardziej skomplikowane rozwiązania. Sztandarowym przykładem dążenia do bycia bardziej eko jest downsizing.
Trend polegający na obniżaniu pojemności skokowej silników spalinowych i stosowania turbodoładowania. Popularny zwłaszcza w świecie silników benzynowych downsizing, spotkamy praktycznie u wszystkich producentów. O ile jeszcze kilka lat temu wśród silników benzynowych moc około 100-130 KM uzyskiwana była z pojemności około 1,6-1,8-litra, o tyle dziś lepszymi parametrami mogą pochwalić się silniki 1,0, 1,2, czy 1,4. Takowe, wolnossące konstrukcje były niezwykle proste, wyposażano je w pośredni wtrysk paliwa – i na tym koniec. W przypadku ich następców, nowoczesnych silników benzynowych, inżynierowie postawili na zaawansowanie rozwiązania techniczne, wymagające ogromnej precyzji spasowania współpracujących ze sobą elementów. Poza znaczną redukcją pojemności skokowej, znajdziemy w nich bezpośredni wtrysk paliwa, wyższe ciśnienie sprężania oraz turbodoładowanie. To wszystko zdaniem wielu producentów ma za zadanie zwiększyć efektywność spalania paliwa, obniżyć jego zużycie, i co ważniejsze, uprzyjemnić codzienną
eksploatację samochodu (wyższa elastyczność).
Problemem okazuje się jednak trwałość i wytrzymałość współczesnych silników benzynowych, które skomplikowaniem niejednokrotnie przewyższają diesle analogicznej mocy. Wszelkich kłopotów unikniemy rzecz jasna decydując się na zakup fabrycznie nowego samochodu z niewielkim silnikiem benzynowym, wspomaganym doładowaniem. W takiej sytuacji nawet ewentualna awaria silnika w większości przypadków nie interesuje użytkownika – producenci usuwają je na gwarancji. O wiele większe „emocje” czekać mogą na klientów rynku wtórnego, sięgających po wspomniane silniki benzynowe z kilkuletnim stażem na drogach i rozsądnym przebiegiem. Na co warto zwracać uwagę kupując auto z niewielkim, doładowanym benzyniakiem, aby nie wpakować się na finansową minę?
Oględziny małolitrażowego silnika stworzonego w myśl downsizingu powinniśmy przeprowadzić tak samo, jak w każdym innym przypadku, przywiązując wagę do każdego szczegółu. Po wnikliwej kontroli karoserii pod kątem wypadkowej przeszłości, warto przyjrzeć się układowi jezdnemu. W przypadku nowoczesnych silników benzynowych punktów zapalnych, które należy poddać kontroli jest co najmniej kilka, każdy z nich pochłonąć może nawet kilkanaście tysięcy złotych – co gorsza, niektórych napraw dokonamy tylko w ASO. Przed oględzinami interesujących nas egzemplarzy i modeli, powinniśmy wyposażyć się w fachową wiedzę. Znajdziemy ją przede wszystkim u mechaników, na co dzień zajmujących się tematem, jak i na forach internetowych. Opinie innych kierowców okazują się nieocenioną pomocą dla każdego kupującego.
Kontrolę interesującej nas sztuki najlepiej zacząć od prześledzenia jej historii serwisowej – o ile taka istnieje. Ogromna podaż na rynku wtórnym pomoże nam wyszukać egzemplarze pochodzące z polskiej sieci sprzedaży, a nawet od pierwszego właściciela. Dla żywotności nowoczesnego silnika benzynowego regularny serwis – wymiany oleju i filtrów – jest niezwykle istotny, bez niego ryzyko pojawienia się kosztownych problemów drastycznie wzrasta. Pamiętajmy także o jakości stosowanego oleju, odstępstwa od producenckich zaleceń również odbijają się na silniku. Egzemplarze, które w przeszłości przechodziły naprawy gwarancyjne, lub objęte zostały akcjami serwisowymi, możemy śmiało brać pod uwagę – w ich przypadku mamy pewność, że usunięto wady konstrukcyjne.
Kolejnym krokiem powinno być sprawdzenie turbosprężarki. Wysokie wysilenie jednostek serii TSI, TCe i EcoBoost, stawia przed układem doładowania duże wyzwanie. Niewłaściwa eksploatacja przełoży się na jego przyspieszone zużycie. Ewentualna regeneracja zaawansowanego elementu kosztować może nawet 2000 złotych, natomiast wymiana na nowy dwu lub trzykrotnie więcej. Dużo większe wydatki wygeneruje awaria napędu rozrządu, typowa przypadłość silników TSI. Wielu producentów postawiło na łańcuch rozrządu, który w teorii cechuje się większą wytrzymałością niż pasek. Co więcej, łańcuch jest w stanie przenieść większy moment obrotowy bez ryzyka. Niestety, użytkownicy i mechanicy donoszą o częstych przypadkach rozciągania, a nawet zrywania łańcucha. Skutkuje to zderzeniem tłoków z zaworami – remont gwarantowany.
Dawne, nieskomplikowane silniki benzynowe przeszły już do historii. Współczesne konstrukcje za sprawą rozbudowanego osprzętu i zaawansowanej technologii po pewnym czasie wzorem diesli również sprawiają problemy. Odpowiednio przeprowadzone oględziny pozwolą nam wybrać najlepiej zachowany egzemplarz, którego stan pozwoli na kilka lat spokojnego użytkowania bez wydatków w kosztowny serwis.
Piotr Mokwiński/moto.wp.pl