- To był dar od Boga - powiedział o nieoczekiwanym zwycięstwie Alonso. - Ani w sobotę, ani w niedzielę rano nawet przez moment nie pomyśleliśmy, że będziemy walczyć o zwycięstwo - przyznał Hiszpan, który drugi mistrzowski tytuł ma praktycznie w kieszeni. 10 pkt przewagi nad Schumacherem oznacza, że w kończącym sezon Grand Prix Brazylii (22 października) Alonso wystarczy zajęcie ósmego miejsca (jeden punkt). 37-letni Niemiec zdobędzie ósmy tytuł w karierze, tylko jeśli wygra, a Alonso nie wywalczy ani jednego punktu. Obaj kierowcy mieliby wówczas po 126 pkt, ale Schumacher miałby więcej zwycięstw w tegorocznych wyścigach (8:7).
Do feralnego 37. okrążenia wszystko szło po myśli Niemca i Ferrari - wygrane sobotnie kwalifikacje (pole position Felipe Massy, drugie miejsce Schumachera), udany start i zamiana miejscami już na trzecim okrążeniu, dwa udane pitstopy i kilka sekund przewagi nad Alonso. Człowiek nie zawodził, zawiodła maszyna - nagle z silnika samochodu Schumachera buchnął dym! Niemiec zatrzymał bolid, wysiadł, pomachał do kibiców i powolnym krokiem ruszył do garażu Ferrari. Tam wyściskał się z szefem zespołu Jeanem Todtem i dyrektorem technicznym Rossem Brawnem.
- Szczerze mówiąc, nie widzę już szans na zdobycie mistrzostwa. Fernando potrzebuje punktu i ostatni wyścig powinien być dla niego spacerkiem - przyznał Schumacher w wywiadzie dla RTL. W tym samym czasie na podium szampana otwierał Alonso, obok którego stał Massa (drugie miejsce) i zapłakany kolega z Renault Giancarlo Fisichella. Włoch w czwartek przeżył tragedię - zmarł jego najbliższy przyjaciel.