Od wielu lat producenci samochodów prześcigają się w próbach zbudowania auta doskonałego, które czarowałoby wyglądem i rozwiązaniami z dziedziny komfortu i funkcjonalności, a także przekonywało dynamiką, niskim spalaniem, świetnym prowadzeniem oraz zapewniało bezpieczeństwo.
Niestety, ta pogoń za doskonałością bardzo często kończy się klapą. Następuje przerost formy nad treścią, a wiele dobrodziejstw techniki, które teoretycznie powinny ułatwiać korzystanie z auta, w praktyce okazuje się źródłem problemów i wydania naprawdę dużych pieniędzy na naprawy.
Taki trend w motoryzacji można zaobserwować w ostatnich latach. Liczba nowoczesnych rozwiązań technicznych stosowanych w samochodach osobowych zaczęła lawinowo rosnąć. Firmy prześcigają się w wymyślaniu i wdrażaniu nowych technologii oraz niekonwencjonalnych rozwiązań, jednak często zapominają o najważniejszym - przeprowadzeniu solidnych i długotrwałych testów jakości i wytrzymałości.
Istotny wpływ na obniżenie jakości samochodów ma także globalizacja produkcji oraz oszczędności. Od połowy lat 90. XX w. wyraźnie widać, że w wielu firmach do głosu doszli księgowi, których nie interesuje jakość, liczy się tylko zysk. Zaczęto więc budować samochody z tego, co najtańsze, i tam, gdzie siła robocza jest niedroga.
Efekt? Dziś te same części i podzespoły znajdziemy w Oplu i Fiacie, Fordzie i Volvo, Renault oraz Nissanie czy Fordzie i Peugeocie, a samochody (nawet tych najbardziej renomowanych producentów) wytwarzane są w Turcji, Chinach i Brazylii. Łatwo przewidzieć więc, że ich użytkownicy częściej borykają się z awariami, a nowoczesna technika podnosi koszty obsługi, a także zwiększa liczbę ewentualne napraw.
Polecamy na Autoswiat.pl: Czy wymiana żarówek to „pikuś”?