Śmierć Hernika. Z pasji nie trzeba się tłumaczyć
Zginął polski motocyklista Michał Hernik. Pasjonat rajdów i motocykli. Jak mówią jego bliscy - wspaniały człowiek o wielkim sercu. Zawodnik, który od lat marzył o przejechaniu Rajdu Dakar i zaczął to marzenie spełniać. Sam pisał o sobie, że jest "marzycielem zza biurka". Niestety, odszedł. Zmarł robiąc to, co kochał. Dziś wielu uważa, że "niepotrzebnie się na to porywał", "sam jest sobie winien", a "cały ten Dakar trzeba zlikwidować, bo przecież giną ludzie".
Dziwią mnie takie opinie.
- Człowiek normalny nie zdecyduje się na udział w Rajdzie Dakar. Czasami porównuję tych ludzi z himalaistami. Też kompletnie nie rozumiem dlaczego wspinają się na najwyższe góry świata i ryzykują swoim życiem - powiedział w rozmowie z WP.PL Andrzej Koper.
Sporo osób idzie jeszcze dalej. "Niech sobie dadzą spokój z tymi cholernymi rajdami. Czemu ma to służyć - oprócz igrania z życiem?". "Najdroższa i najgłupsza impreza. Szkoda ludzkiego życia i pieniędzy". "Po jaką cholerę jest ten rajd, to ja nie wiem. Sam się o to prosił" - to tylko niektóre z komentarzy pod artykułem o jego śmierci.
Jakim cudem człowiek może realizować sportową pasję, w której pojawia się ryzyko utraty zdrowia, a nawet życia? Dotyczy to zarówno rajdów, himalaizmu, jak i licznych sportów ekstremalnych. Ludzie nie potrafią tego zrozumieć. Za każdym razem pytają "po co się wspinał?", "po co jechał?", "po co skakał?".
Dlaczego Hernik wystartował w Dakarze? Sam zdążył odpowiedzieć na to pytanie. - Moim marzeniem było poczuć wiatr we włosach... Od początku ciągnęło mnie do jazdy terenowej. Cały kapitał, który posiadałem pomiędzy studiami a pierwszą pracą, przeznaczyłem na sześciomiesięczną podróż do Azji i Afryki. Teraz celem i marzeniem jest meta w Buenos Aires 17 stycznia. Byłby to wspaniały prezent na moje 40. urodziny - mówił przed wylotem do Ameryki Południowej.
Czy było warto? Dziś każdy może powiedzieć, że nie. Dziś każdy może być mądry. To oczywiste, że start w Dakarze, wyprawa na ośmiotysięcznik, czy sporty ekstremalne wiążą się z olbrzymim ryzykiem. Osoby, które podejmują się takich wyzwań, doskonale zdają sobie z tego sprawę. Jednocześnie - nikt nie robi tego, by zginąć. Przeciwnie - robi właśnie po to, żeby żyć. Żeby żyć pełnią życia.
Dla osób, które nie rozumieją idei himalaizmu zimowego, warto przytoczyć słowa Leszka Cichego.
- Czy wspinanie się na ośmiotysięczniki zimą ma sens? Z logicznego i materialnego punktu widzenia oczywiście nie. Gdyby jednak setki tysięcy lat temu ludzie myśleli w ten sposób, żyjąc na sawannie w Afryce, to nie wyruszyliby w wędrówkę i nie rozprzestrzeniliby się po całej Ziemi. Wydaje mi się, że bez zwykłej ciekawości i zdolności do eksploracji - jako ludzkość - nie bylibyśmy tu, gdzie jesteśmy - podkreślił pierwszy w historii zimowy zdobywca Everestu (wejścia dokonał wraz z Krzysztofem Wielickim w 1980 roku).
Podziwiam Michała Hernika. Za wytrwałość w dążeniu do celu, za realizację sportowej pasji i za spełnianie swoich marzeń. Gratuluję mu każdej chwili radości, której dostarczyła mu jazda na motocyklu. Bo - jak mówi Wielicki - "z pasji nie trzeba się tłumaczyć. Niech tłumaczą się ci, którzy jej nie mają".
Michał Bugno, Wirtualna Polska
Autor na Twitterze: Obserwuj @Michal_Bugno