Ekologia w ostatnim czasie bije rekordy popularności. Producenci prześcigają się w wypuszczaniu modeli o przyjaznej dla środowiska specyfikacji. Niestety moda podnosi też ceny, dlatego bycie trendy kosztuje więcej.
Skoda do walki z konkurencyjnymi produktami "Eco", wystawiła już drugą generację linii modelowej Greenline. Teraz należy do niej cała gama samochodów czeskiego wytwórcy, poza Praktikiem, opartym technologicznie na Roomsterze.
Mimo, że na prezentacji zdecydowana większość pojazdów pokryta była białą warstwą lakieru, to nie oznacza, że ten kolor został dla ekologicznej serii zarezerwowany. Auta możemy zamówić w każdym kolorze, pod warunkiem, że wykluczymy z tego grona barwy specjalne dostępne dla najmocniejszych RS-ów. Różnic jest jednak więcej.
Z listy wyposażenia opcjonalnego usunięto kilka pozycji mających istotny wpływ na masę samochodu, czy też pobór energii. Niemniej elektryczna regulacja foteli, czy chociażby automatyczna klimatyzacja, wciąż pozostają dostępne i pozwalają cieszyć się komfortową eksploatacją. Największych zmian doczekaliśmy się w silniku, który otrzymał popularny system Start&Stop i szereg innych rozwiązań, o których powiemy nieco później.
Wspomniane rozwiązanie oszczędzające drogocenne paliwo w korkach i zmniejszające emisję szkodliwego CO2, możemy oczywiście w każdej chwili wyłączyć przyciskiem zlokalizowanym przy drążku zmiany biegów. Aby jednak system działał poprawnie, temperatura silnika powinna osiągnąć odpowiedni poziom zawarty w przedziale między 25 a 100 st. Celsjusza, natomiast pobór energii elektrycznej należy ograniczyć do minimum. Wówczas po każdym zatrzymaniu motor gaśnie i w razie dłuższego postoju, ponownie się uruchomi.
Zastanawialiśmy się, jaki to zjawisko może mieć wpływ na żywotność poszczególnych mechanizmów, a w szczególności rozrusznika i turbosprężarki, które niekorzystnie przedstawiają się w rachunku ekonomicznym w wypadku ewentualnych napraw. Przedstawiciel Skody zapewnił, że układ został dopracowany i eksploatacja powinna przebiegać bez większych zakłóceń.
Za wyborem takiej wersji przemawia też wymierna korzyść w postaci mniejszego zużycia paliwa. Teoretyczne wyliczenia zakładają oszczędność rzędu 0,4-0,8 litrów w mieście i do prawie pół litra w terenie niezabudowanym na każde przejechane 100 km. Naturalnie, powyższe liczby zależą w głównej mierze od długości zatorów drogowych, ale przy obecnym natężeniu ruchu i wszechobecnych remontach, stanie w niekończącym się sznurze samochodów, należy wpisać w grafik codziennych przyjemności.
Kolejnym udogodnieniem stosowanym w modelach Greenline, jest odzyskiwanie energii przyczyniające się do ograniczenia emisji CO2 o 2-4 g/km. To na papierze może i nie wygląda imponująco, ale na pewno zachwyci ekologiczne gremium. System zakłada przekształcenie energii kinetycznej w możliwą do ponownego wykorzystania elektryczną. Przechowuje się ją w akumulatorze, lub przekazuje bezpośrednio do źródła i zużywa na bieżąco.
Wszystkie modele Greenline zostały wyposażone w wysokoprężne jednostki TDI i manualne, 5-stopniowe przekładnie. W Fabii i Roomsterze pod maską spoczywa konstrukcja o pojemności 1,2 litra i mocy 75 KM, natomiast w Octavii, Yeti i Superbie 1,6 TDI dysponujący 105 KM. Każde z aut zostało dodatkowo obniżone o 14-16 mm (Yeti aż o 25 mm), zamontowano opony o zmniejszonym oporze toczenia, zaś w najpopularniejszym kompakcie w Polsce, zastosowano skrzynię biegów o wydłużonych przełożeniach.
Tak przygotowanymi pojazdami do walkami o każdą kropelkę paliwa, wyruszyliśmy na testowe trasy, aby przekonać się o ich rzeczywistych możliwościach. Na trasach zlokalizowanych wokół Zalewu Zegrzyńskiego, dominowały drogi o średnim obłożeniu, wobec czego uzyskane wyniki były dość niskie. Dopiero przy większym obciążeniu silnika, komputer pokładowy wskazywał niepokojące wartości. Bez zbędnej troski o zasady eco-drivingu, ciekłokrystaliczny wyświetlacz z uporem maniaka pokazywał liczby znajdujące się między 4 a 5 litrów.
Bez względu na wielkość auta, rezultaty były podobne ze zdecydowanym wskazaniem na Fabię, która dzięki niższej od pozostałych masie całkowitej, wykazywała najmniejszy apetyt na olej napędowy.
Kilkadziesiąt kilometrów przejechanych samochodami z zielonym symbolem pozwoliło uwierzyć, że ekologiczne wcale nie musi oznaczać gorsze. Naturalnie, aby oszczędzać, trzeba cechować się anielską cierpliwością na drodze, stosować się do zasad eco-drivingu i zainwestować na starcie więcej od pozostałych. Wersje Greenline są o kilka tysięcy złotych droższe od swoich odpowiedników, ale pozwalają zredukować emisję szkodliwych związków i przy okazji ograniczyć wydatki na stacji benzynowej. Żeby jednak to nastąpiło, konieczne będzie przejechanie wielu dziesiątek tysięcy kilometrów.
Piotr Mokwiński
lop/