Samochodowe rekordy Guinnessa o których mogłeś nie wiedzieć
Bicie wszelkiego rodzaju rekordów to znak naszych czasów. Najwięcej, najdłużej, najszybciej... Zwłaszcza te ostatnie mogą kojarzyć się z motoryzacją, bo przecież pogoń za prędkością towarzyszy jej od pojawienia się pierwszego automobilu. A może nawet od czasów wynalezienia koła? Ale nie tylko wskazanie prędkościomierza stało się obiektem rekordowych dokonań, odnotowanych w Księdze Guinnessa. Oto kilka samochodowych wyczynów o których mogłeś nie mieć pojęcia.
Motoryzacyjne rekordy w Księdze Guinnessa
Bicie wszelkiego rodzaju rekordów to znak naszych czasów.
Najwięcej, najdłużej, najszybciej... Zwłaszcza te ostatnie mogą kojarzyć się z motoryzacją, bo przecież pogoń za prędkością towarzyszy jej od pojawienia się pierwszego automobilu. A może nawet od czasów wynalezienia koła? Ale nie tylko wskazanie prędkościomierza stało się obiektem rekordowych wpisów, odnotowanych w Księdze Guinnessa. Oto kilka samochodowych wyczynów o których mogłeś nie mieć pojęcia.
Najszybszy samochód napędzany energią elektryczną
Samochody elektryczne są nawet nieco starsze, niż te obecnie najpopularniejsze - spalinowe. Ale dziś przezywają swój renesans. Niestety, niektórzy narzekają na to, że zbyt długo trzeba ładować ich akumulatory, mają zbyt mały zasięg lub są zwyczajnie zbyt wolne.
Ten ostatni zarzut z pewnością nie dotyczy pojazdu prowadzonego przez Rogera Schroera i noszącego nazwę Venturi Buckeye Bullet 2. Zaprojektowali i zbudowali go studenci Uniwersytetu Ohio. Podczas oficjalnej próby bicia rekordu prędkości na słonym jeziorze Bonneville w USA, zasilany litowo-jonowymi akumulatorami bolid osiągnął prędkość 495,140 km/h, bijąc nieoficjalny, a ustanowiony przez elektryczny Buckeye Bullet 1 rekord o ponad 58 km/h.
Studenci z Ohio już pracują nad trzecią odsłoną BB, a ich celem jest przełamanie bariery 400 mph (643 km/h).
Najcięższa limuzyna świata
Na tych cechach z pewnością nie zbywa "Nocnemu jeźdźcy", czyli naczepie z ciągnikiem siodłowym, przebudowanej na jeżdżący apartament przez firmę Pameli Bartholomew. I o ile Midnight Rider (nazwa została nadana na cześć zespołu Allman Brothers Band, wykonującego utwór pod takim tytułem) nie jest rekordowo długi, bo mierzy zaledwie 21,3 m., to jest rekordowo ciężki.
22-kołowy skład waży 22 933 kg. i jest oficjalnie najcięższą limuzyną świata, zdolną pomieścić w swym klubowym wnętrzu 40 pasażerów. Wykonane przez właścicieli wnętrze naczepy, wzorowano na kolejowych salonkach Pullmana z 1870 r. Podzielono je na strefę barową oraz trzy lounge. Konstrukcję także zaprojektowano i wykonano samodzielnie. Naczepę ciągnie 435-konny Peterbilt 379, ze zmodyfikowanym układem hamulcowy, zdolnym sprawnie zatrzymać kolosa.
Kalifornijska firma pani Batholomew wynajmuje pojazd za jedyne 1050 USD za godzinę, ale w zestawie jest dwóch kierowców, barman, operator oraz hostessy. W planach jest budowa kolejnych 3 tego typu pojazdów.
Pierwszy, podwodny samochód
Niestety nie było przy tej akcji komisarzy Księgi Rekordów Guinnessa i jedynie temu niefortunnemu zdarzeniu należy przypisać fakt, że dopiero w 2008 roku udało się takie auto zbudować szwajcarskiej firmie Rinspeed.
sQuba to pierwszy samochód, który może poruszać się po lądzie i pod wodą. Zbudowano go w oparciu o Lotusa Elise, a do napędu wykorzystano zespół elektrycznych silników zasilanych z baterii litowo-jonowych.
Pojazd na lądzie rozwija maksymalną prędkość 120 km/h, płynąc po powierzchni osiąga 3,2 węzła (6 km/h), natomiast pod wodą, gdzie może zanurzyć się maksymalnie na głębokość 10 m, rozwija prędkość 1,6 kn (3 km/h). Otwarty kokpit wyposażony jest w dwa aparaty do nurkowania, a system automatycznego sterowania doprowadza do wynurzenia pojazdu, gdy pasażerowie opuszczą jego pokład. Do sterowania nim służą dwa wirniki na przodzie, a do napędu dwie śruby ulokowane z tyłu nadwozia. Jedyny jak dotąd zbudowany egzemplarz sQuba kosztował ponad 1,5 mln USD, ale jego twórca i szef Rinspeeda, Frank M. Rinderknecht zapowiedział, że w razie zebrania pewnej liczby zamówień auto będzie tańsze od Rolls Royce'a.
Największy przebieg
I w tej właśnie chwili licznik jego Volvo P1800S z 1966 r. pokazał przebieg 3 mln. mil, czyli 4 mln. 828 tys. km. To oficjalnie największy, rekordowy dystans pokonany przez samochód osobowy, będący własnością osoby prywatnej i nie wykorzystywany do celów komercyjnych.
P 1800 to jeden z najbardziej kultowych obecnie modeli szwedzkiego producenta, wytwarzany w latach 1961-73. Firma sprzedała w tym okresie niemal 40 tys. sztuk coupe i ponad 8 tys. shooting brake (trzydrzwiowych kombi). Auto zdobyło ogromna popularność dzięki serialowi "Święty", w którym Roger Moore jeździł właśnie takim Volvo.
Największy zasięg na jednym baku
I wychodzi na to, że gdyby panowie Marko Tomac i Ivan Cvetkovic się uparli, to objechaliby swoja ojczyznę wokół po jednym tankowaniu. Ale rekordzistom udało się w ich Volkswagenie Passacie 1.6 TDI Bluemotion przejechać dystans 2 545,80 km, podróżując wyłącznie po Chorwackich drogach i nie opuszczając granic. Średnie spalanie wyniosło podczas tej podróży 3,08 l/100 km, co dało im rekordowy wynik, godzien księgi Guinnessa.
Najwięcej wyprodukowanych samochodów jednego modelu
Jednak przez lata, pierwszą Corollę z obecnie oferowaną łączy już w zasadzie jedynie nazwa i to, że jest samochodem osobowym. Rekord w tej materii zgarnął zatem Ford za swoją serię F, która od dziesięcioleci jest najpopularniejszym samochodem w USA. Do dziś wyprodukowano niemal 30 milionów sztuk tych pojazdów.
Klasyczny pickup serii F pojawił się w ofercie błękitnego owalu w 1948 r. i z miejsca podbił serca użytkowników. W tej chwili firma oferuje trzynastą generację modelu, a od lat najpopularniejszą wersją jest Ford F150, z aluminiowym nadwoziem i silnikami V6 i V8.
Przejechanie po 360-stopniowej pętli
Coś takiego musiało powodować dysydentami w Jaguarze, skoro zdecydowali się swoim najnowszym SUV-em F-Pace "zrobić fikołka", czyli przejechać przez 360-stopniową, 19-metrową i ważącą 102 tony pętlę.
W samochodzie zasiadł kaskader Terry Grant, który po dwumiesięcznych przygotowaniach kondycyjnych zdecydował się stawić czoła wyzwaniu. Wyzwaniu niebagatelnemu, bowiem jego organizm musiał znieść przeciążenia rzędu 6,5 G, czyli porównywalne z tymi, jakich doświadczają piloci myśliwców i astronauci.
I chociaż całość trwała zaledwie kilka sekund, to wymagała nie lada zabiegów zarówno ze strony kierowcy, jak i producenta samochodu.
Jaguara F-Pace musiano zmodyfikować przede wszystkim pod względem zawieszenia, by wytrzymało tak ogromne siły, towarzyszące przejazdowi przez pętlę. Konieczne było też precyzyjne wyliczenie prędkości, z jaką należy pokonać konstrukcję. Okazało się, że od 78,5 km/h auto dawało gwarancję, że się nie spadnie z nim na doł, ale powyżej 89 km/h mogły pojawić się problemy z prowadzeniem.
Udanego bicia rekordu dokonano z okazji 80-lecia firmy, na torze wybudowanym we Frankfurcie w sierpniu 2015 r.
Najdroższy samochód świata
Zdziwiliby się natomiast ci, którzy wskazywaliby na którykolwiek z obecnie produkowanych modeli aut. Nic z tych rzeczy. Te najbardziej limitowane i napakowane cudami, nawet nie zbliżają się do poziomu tego w sumie ascetycznego pojazdu z ubiegłego wieku.
Ferrari 250 GTO Racer z 1966 jest najdroższym samochodem świata sprzedanym w prywatnej transakcji w 2013 roku za kwotę 52 milionów dolarów.
Model produkowany był jedynie przez dwa lata i - jako auto wyścigowe - posiadał homologację FIA w Grupie 3 samochodów turystycznych. Jako nowy oferowany był przez producenta za 18 tys. dolarów, w wersji gotowej do użycia. Ale wszyscy chętni na GTO byli osobiście weryfikowani przez Enzo Ferrari. W latach 62-63 wyprodukowano 36 takich samochodów. Trzy kolejne, w nieco zmodyfikowanym nadwoziu powstały w 1964 a cztery z wersji pierwotnej otrzymały zmodernizowane nadwozie. Łącznie z zakładu w Maranello wyjechało 39 sztuk Ferrari 250 GTO.
Kto odkupił unikatowe auto od amerykańskiego kolekcjonera Paula Pappalardo, niestety nie wiadomo. Ale najprawdopodobniej, przy kolejnej transakcji uda mu się poprawić własny rekord.
Najtańszy samochód wszechczasów
Zaszczytne miano najtańszego samochodu wszech czasów, prawdopodobnie już na wieki, będzie nosił Red Bug (czerwony robak) wytwarzany przez firmę Briggs Stratton Co. z Milluwaukee. Cena zakupu wynosiła 250 dolarów.
Co prawda miało to miejsce w 1922 r., a auto było dwumiejscowym wózkiem z kierownicą i napędem elektrycznym, ale spełniało wymogi bycia samochodem. Co więcej, oszczędni za kwotę 100 dolarów mogli kupić Red Buga w wersji do samodzielnego montażu. Niestety, oferta akcesoriów nie przewidywała dachu ani drzwi.
Red Bug był zbudowany na bazie równie zaawansowanego technologicznie pojazdu Smith Flyer, ale napędzanego 2-konnym silnikiem spalinowym konstrukcji Briggs & Stratton. Projekt i produkcję odkupiła od nich firma Automotive electric Service, która po wyczerpaniu zapasu silników spalinowych wyposażyła wózek w napęd elektryczny.
Od tego czasu Briggs & Stratton stał się jednym z bardziej znaczących producentów silników spalinowych, sprzedając około 10 milionów jednostek rocznie, a samochody elektryczne z pewnościa nie należą do najtańszych, patrząc chociażby na ofertę Tesli. Szansą dla oszczędnych jest jednak to, że plany konstrukcyjne Red Buga dostępne są online.
Najbardziej włochaty samochód świata
Właścicielką najbardziej owłosionego samochodu świata jest włoska stylistka i fryzjerka Maria Lucia Mugno, która swojego Fiata 500 pokryła 120 kg naturalnego, ludzkiego włosia, pozyskanego lokalnie, oraz zakupionego w Indiach.
Mieszkanka Salerno poświęciła ponad 150 godzin pracy na uszycie tej niezwykłej ozdoby i pokrycie nią auta. Ponieważ kupowanie naturalnych włosów, o czym wie zapewne większość pań, nie jest tanią sprawą, to jej "pięćsetka" wyceniana jest obecnie na jakieś 330 tys. złotych. Ale chyba na razie nie jest do kupienia.