Rzeczpospolita Rupieci
Polacy to dziwny naród. W historii wielokrotnie pokazaliśmy, że w chwili ingerencji z zewnątrz następuje konsolidacja i walczymy, jak lwy. Jednak, gdy nie ma zagrożenia, rozpoczyna się „polskie piekło” i Polak zniszczy wszystko, aby tylko osiągnąć prywatny cel. Marszałek Piłsudski scharakteryzował to, mówiąc: "Naród dobry, tylko ludzie ch".*
Dobrym przykładem, potwierdzającym tę tezę jest rynek motoryzacyjny. Jeszcze na przełomie stulecia zaczynaliśmy nadrabiać powojenne braki, co było zwiastunem wkraczania do motoryzacyjnej Europy. Jednak brak wymuszeń podążania tą drogą, skazał nas na konkurencję z krajami trzeciego świata. O ile bowiem wcześniej istniał przepis ograniczający przywóz wraków, które kończyły swój żywot w cywilizowanych państwach, to wraz z wejściem do Unii Europejskiej do Polski wjechały miliony samochodów, które zagraciły nasze ulice.
Starzy członkowie europejskiej wspólnoty, usunęli ze swego rynku stare graty. Zrobiły to także nowo przyjęte państwa, jak Słowacja, Czechy, czy Węgry. Tylko Polacy nie patrzyli w ekologiczną przyszłość własnego kraju. Jak traktowane są te państwa przez motoryzacyjnych inwestorów, pozostawiam bez komentarza.
Warto też zauważyć zjawisko „polskiego ekologa”. Oręduje on za niszczeniem miast i mieszkańców, aby nie budować obwodnic, które naruszą siedliska żab, a nie ma żadnych zastrzeżeń do zamiany Polski w samochodowe złomowisko i sprowadzenie setek tysięcy ekologicznych bomb.
Miłośnicy starych samochodów - zwłaszcza przywożący je handlarze - mówią zazwyczaj, że samochody sprowadzane to modele nowsze konstrukcyjnie, niż Polonezy, Fiaty 125p, czy „Maluchy” i Cinqueceto. Tak, ale wymienione samochody w większości umarły już śmiercią naturalną i nie są już produkowane. Najpierw w Polsce dogorywały nasze samochody, teraz będą dogorywać sprowadzane zza granicy „ideały”.
Zamiast sprowadzać stare samochody, można dać zielone światło nowym wersjom. Jednak nasze rządy - a trzeba przypomnieć, że udział w tym mają kolejno SLD, PiS, a obecnie PO i PSL, wciąż przymykają oczy na ten problem. Zamiast wprowadzić ustawę, chroniącą rynek – podniesiono akcyzę, by „zabrać bogatym”.
Niestety, ustawodawcy, ani wielbiciele dziesięcioletnich BMW nie przyjmują do wiadomości faktu, że na całym świecie ludzie jeżdżą samochodami, jakie są w ich zasięgu finansowym. Wystarczy pojechać do Portugalii, Hiszpanii, czy Grecji, by zauważyć, że jeżdżą tam dużo tańsze samochody, niż w Niemczech. Tymczasem polscy obywatele źle wyglądają w tanich modelach: Astrze, Punto, Fabii, Thalii, czy Albei. Polak musi jeździć BMW, Passatem, lub Audi. Tyle, że wiek tego samochodu nie zbliża nas do reszty Europy. Wręcz oddala w kierunku Kazachstanu.
Pomimo to, kolejne rządy - nie chcąc narażać się na protesty - godzą się na zaspakajanie ambicji wielu wyborców, kosztem powolnego, ekologicznego niszczenia naszego kraju i rozbicia legalnego rynku samochodów. Z premedytacją napisałem o zaspakajaniu ambicji, bo nieprawdziwe jest często przytaczane hasło: „Gdybym zarabiał więcej, kupowałbym nowsze”.
Badania, wykonane przez Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR wskazują, że fakt częstszego wyboru samochodu używanego, niż nowego jest podyktowany czynnikami racjonalnymi i aspiracjami, a nie ograniczonymi zasobami finansowymi. Według danych, przytoczonych przez SAMAR: w roku 1999 Polacy kupili ponad 640 tysięcy samochodów, średnia pensja w kraju w tym okresie wynosiła 1 707 złotych, a średnia ważona cena małego samochodu (najpopularniejsza sprzedaż) wynosiła około 36 tysięcy złotych. Na zakup auta trzeba było więc przeznaczyć 21 średnich pensji.
W ciągu ostatnich lat sprzedaż aut w Polsce zmniejszyła się o ponad połowę, średnie wynagrodzenie wzrosło o 85% (3 165 zł), a średnia ważona cena samochodu oferowanego w tym samym segmencie (45 334 zł) wzrosła o 26%. Zatem, aby kupić auto klasyfikowane w tym samym segmencie, trzeba na nie obecnie przeznaczyć 14 średnich pensji. Warto także podkreślić, że współczesny mały samochód ma taką wielkość, jaką dawniej miały samochody, pozycjonowane o klasę wyżej. Przykładem może być Peugeot 207, który ma wielkość porównywalną z modelem 306.
Najpierw, by ograniczyć zalew Polski starymi gratami, zwiększono akcyzę na samochody z silnikami powyżej 2000 ccm, co zablokuje sprzedaż nowych modeli z częstokroć bardziej ekologicznymi jednostkami, niż kilkunastoletnie silniczki o pojemności 1 litra. Kolejną porażką jest brak decyzji, odnośnie pierwszej rejestracji starych modeli. W innych krajach UE, przy zakupie nowych i ekologicznych wersji, a równoczesnym oddaniu do kasacji dotychczas eksploatowanego pojazdu, nabywca otrzymuje duże zniżki (w Niemczech 2500 euro). To idealna sytuacja, aby złomowany pojazd, którego pozbywają się niemieccy kierowcy, usunąć z własnego kraju i zarejestrować go w Polsce.
Niestety, nasz rząd nie dostrzega tego problemu, licząc na odpowiedzialność obywateli. Zapomina przy tym, że niedawno mieliśmy identyczną sytuację, a „świadomość narodu” sprawiła, że miliony samochodów wycofanych z bogatych krajów UE, wjechały do Polski. Pozostaje tylko apelować do ustawodawców. Zastanówcie się nad słowami Marszałka Piłsudskiego, bo inaczej potwierdzi się stare przysłowie, że „przed szkodą i po szkodzie Polak głupi”.
Bogusław Korzeniowski