Wyjazd za granicę to jedna z największych atrakcji, jakie możemy zafundować sobie w wakacje. Nastrój relaksu znika jednak w okamgnieniu, jeśli jadąc samochodem podpadniemy miejscowej policji i zostanie nam wręczony mandat. W przypadku niektórych przewinień, na które polscy mundurowi przymykają oko, nie ma co liczyć na łaskawość u ich zagranicznych kolegów po fachu. Tak właśnie jest z rozmową przez telefon.
Bezpieczna jazda wymaga nie tylko stałej koncentracji uwagi na drodze, ale też kontrolowania koła kierownicy i obsługi lewarka skrzyni biegów oraz włączników kierunkowskazów, czy wycieraczek. Wszystko to jest niemożliwe, gdy rozmawiamy przez telefon, trzymając aparat w dłoni. Dlatego też w krajach Unii Europejskiej ustanowiono prawo, pozwalające na rozmowy jedynie przy wykorzystaniu zestawu głośnomówiącego. Ci, którzy go nie posiadają, narażają się na mandaty, a te w części państw wspólnoty są wysokie.
Za takie uznać należy kary w Holandii (230 euro, czyli ok. 960 zł), w Hiszpanii, Danii i Estonii, gdzie zapłacimy 200 euro (ok. 840 zł), czy we Włoszech lub Norwegii (670 zł). Co ciekawe, mniej niż przewidziane w polskim taryfikatorze 200 zł (48 euro) zapłacimy w Niemczech, Bułgarii, Serbii, na Litwie, Łotwie oraz w Bośni i Hercegowinie.
Co ważne, nawet jeśli uda się uniknąć zatrzymania przez policję z telefonem przy uchu, nie oznacza to, że będziemy bezkarni. Wykroczenie to należy do najczęściej, obok jazdy z niezapiętymi pasami, wykrywanych przez służby zajmujące się fotoradarami. Wystarczy, że urządzenie zrobi nam zdjęcie, a odpowiedzialne za jego przetwarzanie służby dokładnie sprawdzą, czy jadąc nie popełniliśmy również innych przewinień.
Nie ma co liczyć na to, że niechciana fotografia do nas nie trafi. Od kwietnia 2014 roku w Polsce działa Krajowy Punkt Kontaktowy, którego zadaniem jest przekazywanie danych naszych zmotoryzowanych zagranicznym podmiotom. Najwięcej zapytań otrzymuje on z Austrii.
tb/sj/tb, moto.wp.pl