"Prędkość zabija" - to tegoroczne hasło Światowego Dnia Pamięci o Ofiarach Wypadków Drogowych, który przypada 16 listopada. Dzień ten ma być wyrazem pamięci o wszystkich poszkodowanych na drogach oraz o ich najbliższych, a zarazem okazją by zwrócić uwagę kierowców na konieczność bezpiecznej i ostrożnej jazdy.
Tak brzmi nagłówek komunikatu, który możemy przeczytać na oficjalnej stronie polskiej policji. Nie wspominając już o witrynach innych serwisów internetowych. Informacje o tym dniu pojawiają się także w radiu i telewizji. Hasło „Prędkość zabija” jest jednak przesadzone i zupełnie do bani.
Zacznijmy od słynnego już cytatu Jeremy’ego Clarksona z brytyjskiego programu Top Gear:
Prędkość nigdy nikogo nie zabiła. To, co zabija to momentalne jej wytracenie.
Autor tego cytatu jest osobą kontrowersyjną i niejednokrotnie następował na odcisk różnym ludziom czy nawet całym nacjom. Można go nie lubić, można uznawać za głupiego gościa, który drze się za kierownicą. Trudno jednak odmówić mu słuszności w przypadku wspomnianego cytatu. Bezsensowności sloganu „Prędkość zabija” nie widzą najwidoczniej jego pomysłodawcy.
Niejednokrotnie jechałem ponad 200 km/h, znajomi dziennikarze (i nie tylko) nie raz przekraczali granicę 300 km/h. Jak widać, skoro piszę do was ten tekst, żyję. Co więcej - moi koledzy tuż po takich przejażdżkach z samochodów wysiadali o własnych siłach. Czy zatem prędkość nas zabiła? Raczej się z tym nie zgodzę.
Pomysłodawcy tego dnia najwidoczniej nie pomyśleli też o pewnym subtelnym detalu – nie podali jaka prędkość według nich zabija. Znamy przecież wypadki, w których ginęli ludzie gdy auto jechało przepisowe 50 km/h, a wychodzili cało z wypadków gdzie prędkość wynosiła nie raz grubo ponad 100 km/h. To jak to jest z tym, że to prędkość zabija?
Warto też wspomnieć o autostradach. W Polsce można tam jeździć aż 140 km/h, czyli szybko. Tymczasem w 2012 roku, według IRTAD (międzynarodowa baza danych o wypadkach drogowych działająca w ramach struktur OECD), na autostradach zginęły 44 osoby. W tym samym okresie w miastach były to 1652 ofiary. Z kolei poza obszarami zabudowanymi zginęło 1875 osób. Nawet biorąc pod uwagę skromną ilość autostrad w Polsce (obecnie ponad 1500 km, w badanym okresie 1368 km), te liczby i tak ewidentnie pokazują, że to nie prędkość zabija. Gdyby tak było, kierowcy padaliby tam jak muchy.
Nie zapominajmy też o naszych zachodnich sąsiadach. W Niemczech sieć autostrad jest bardzo mocno rozbudowana, a na niektórych odcinkach nie ma ograniczenia prędkości. W 2012 roku zginęło tam 387 osób. To 12 proc. wszystkich ofiar wypadków komunikacyjnych.
Czy zatem to prędkość zabija? Otóż nie. Zabijają idioci, którzy przeceniają możliwości swoje i swojego auta. Zabijają ci, którzy mimo słabych warunków na drodze pędzą jak gdyby nigdy nic. Zabijają pijani, którzy wsiadają za kółko. Zabójcami są zatem ludzie – nie prędkość. Nie zwalajmy na nią odpowiedzialności za nasze błędy.