Ponad 2 tys. zł za przejazd na czerwonym świetle
Posłowie pracują nad zmianą przepisów, które mają zaostrzyć system kar dla kierowców. Drastycznie wzrosną kwoty mandatów nie tylko za przekraczanie dozwolonej prędkości, ale też wjazd na skrzyżowanie mimo czerwonego światła. Maksymalnie za takie wykroczenie będzie można zapłacić aż 2280 zł.
Polskie drogi należą do najbardziej niebezpiecznych w europejskiej wspólnocie. Dla policjantów jest to sygnał do wzmożenia kontroli nad zmotoryzowanymi, a dla polityków pretekst do podwyższenia kwot mandatów. Posłowie pracują nad projektem przepisów, który uzależni wysokość kar od średniej krajowej pensji brutto. Wśród tych, za które mandat ma wzrosnąć najbardziej, jest wjechanie na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Obecnie taki występek może kosztować nas 500 zł i 6 punktów karnych. Po zmianach bazową kwotą mandatu będzie 760 zł, czyli 20 proc. średniego wynagrodzenia. Jeśli do przewinienia dojdzie w terenie zabudowanym, kwota wzrośnie dwukrotnie. Gdy zostaniemy przyłapani na tym samym uczynku czwarty raz w ciągu 12 miesięcy od pierwszego mandatu, kara wzrośnie o 50 proc., co oznacza, że maksymalnie może wynieść 2280 zł.
Przestrzegania wskazań sygnalizacji na skrzyżowaniach będą pilnować policjanci, a także elektronika. W Polkowicach działa już pierwszy z 29 zaplanowanych zestawów do rejestrowania wjazdu na czerwonym świetle. System składa się z kamery pomiarowej na sygnalizatorze, kamery poglądowej, znajdującej się 30 metrów przed skrzyżowaniem, oraz sterownika, który obsługuje cały system. Jeśli pierwsza z kamer zarejestruje wykroczenie, druga natychmiast wykona zdjęcia, które trafi na biurko inspektora ITD, a stamtąd do koperty, którą właściciel znajdzie w swojej skrzynce pocztowej.
Kierowcy powinni obawiać się otrzymania mandatu za zignorowanie czerwonego światła nie mniej niż w przypadku przekraczania dozwolonej prędkości. Wiele zależy tu od tego, jak zaprogramowana jest sygnalizacja. Ani w Kodeksie Drogowym, ani w Rozporządzeniu Ministrów Infrastruktury oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji w sprawie znaków i sygnałów drogowych nie został zdefiniowany minimalny czas emitowania żółtego światła. Jak mówi drugi z wymienionych dokumentów, oznacza ono, że „za chwilę” zapali się światło czerwone. Może to być jednak zarówno pięć sekund jak i dwie. W tym drugim przypadku dla niektórych kierowców mogłoby okazać się to czasem zbyt krótkim.
Należy przecież wziąć pod uwagę, że od zapalenia się żółtego sygnału do reakcji kierowcy upływa sekunda. Dodatkowo kierujący musi jeszcze oszacować, czy jest w stanie zatrzymać się przed skrzyżowaniem i czy będzie to manewr bezpieczny. Jeśli bezpośrednio za nami jedzie rozpędzona ciężarówka, wielu kierowców wybierze możliwe wjechanie na czerwonym świetle i mandat, niż całkiem realne ryzyko zostania staranowanym przez wielotonowy pojazd.
Czy więc Inspekcja Transportu Drogowego nie obawia się, że będzie karała niewinnych kierowców? - O ile mi wiadomo, przyjęty przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad standard czasu emisji żółtego światła to cztery sekundy. Jeśli tak, to trudno mówić o przyłapanych przez przypadek - mówi Łukasz Majchrzak, rzecznik prasowy systemu CANARD.
Tak naprawdę kierowcy będą musieli wierzyć w to, że sygnalizacja została dobrze zaprogramowana. Wydaje się, że problem rozwiązałoby pulsowanie zielonego światła na kilka sekund przed zmianą na żółte. Takiego rozwiązania nie przewiduje jednak polskie prawo.
tb, moto.wp.pl