To, że powstają w Polsce ekspresówki, autostrady i ścieżki rowerowe, to dobrze. Natomiast tej budowie towarzyszą absurdalne przepisy, które muszą być egzekwowane, a nie powinny. Zdrowy rozsądek każe się zatrzymać, ale prawo jest twarde.
Najlepszym przykładem są ścieżki rowerowe. Jeśli biegną na wałach, muszą być wzdłuż nich postawione barierki. Prawo nakazuje, by tak działo się zawsze w przypadku, kiedy wał lub nasyp jest wyższy niż 50 cm.
Rowerzystom do niczego takie barierki nie są potrzebne. Zwłaszcza jeśli ścieżka znajduje się poza miastem, z dala od szosy (jak na filmie). Budowniczowie stawiają barierki, wiedzą, że muszą to robić. A inwestorzy, najczęściej samorządowcy, płacą znacznie więcej, niż musieliby, gdyby prawo nie było tak przedziwnie skonstruowane. Najbardziej kuriozalne barierki wzdłuż ścieżek rowerowych znajdują się przy trasie z Trzebnicy do Wrocławia, czy przy południowej obwodnicy Radomia.
Gdyby nie konieczność budowania barierek, za pieniądze na nie przeznaczone można byłoby zbudować wiele kilometrów ścieżki. Równie bezpiecznej, za to sensownej.