Policja ukarała go za kolizję. Ubezpieczyciel twierdzi, że jej nie było
W lutym mężczyzna rozbił ubezpieczony samochód. Policja przybyła na miejsce i ukarała go mandatem. Ubezpieczyciel podważa ich ekspertyzę i twierdzi, że do zdarzenia nie doszło. Sprawą zajmie się sąd.
O incydencie poinformował program "Interwencja" nadawny w Polsat News. Pan Paweł Kowalewski prowadzi firmę zajmującą się remontami oraz handlującą materiałami budowlanymi. Ma kilka samochodów osobowych i ciężarowych. Jednym z nich jest mercedes warty ok. 240 tys.
W lutym 2017 roku pracownik jego firmy rozbił ten samochód. Mężczyzna odbierał auto z serwisu. Jechał drogą z Nadarzyna do Pruszkowa, gdzie na niebezpiecznym zakręcie często dochodzi do kolizji.
Była wtedy zima, a więc nawierzchnia była śliska. Samochód, którym jechał pracownik firmy pana Pawła wpadł w poślizg. Auto zjechało na przeciwny pas i zderzyło się czołowo z innym pojazdem. Jak twierdzi pracownik, jechał bardzo powoli, około 30-50 km/h. Obaj kierowcy byli trzeźwi. Winny całego zdarzenia dostał mandat w wysokości 500 zł i 6 punktów karnych.
Jak tłumaczy Polsatowi właściciel auta, szkody nie były duże, lecz przy tak nietypowym samochodzie części kosztują sporo. Naprawa samochodu wyniosła go 118 tys. zł i trwała 4 miesiące. Mimo, że samochód był ubezpieczony, musiał zapłacić za nią z własnej kieszeni. Ubezpieczyciel odmówił wypłaty odszkodowania. Według niego kolizji nie było, bo w tzw. czarnej skrzynce pojazdu nie zarejestrowały się żadne zdarzenia.
Zdaniem firmy ubezpieczającej nie było znaków świadczących o załączeniu się systemów zabezpieczających podczas kolizji. Chodzi o poduszki powietrzne i napinacze pasów. Firma nie bierze pod uwagę jednak, że te systemy nie zawsze się włączają. Jednak ubezpieczyciel tkwi w przekonaniu, że jeżeli nie było zapisu, to nie było również zdarzenia. Według właściciela samochodu stanowisko firmy jest absurdalne.
Ubezpieczyciel trwa w swoim zdaniu. Podważył ustalenia policji, która po oględzinach na miejscu wypadku stwierdziła kolizję, a sprawcę ukarała mandatem. Uważa, że funkcjonariusze mogli nie zbadać okoliczności zajścia sytuacji. Sugeruje, że samochody mogły być ustawione odpowiednio na jezdni, aby wyglądało to na zderzenie.
Mężczyzna nie ma zamiaru się poddać. Skieruje sprawę do sądu i w ten sposób planuje odzyskać pieniądze za naprawę.
Źródło: interwencja.polsat.pl